Nie karm dziecka syfem – trzy słowa o dostępie do mediów
Abstrahując w ogóle od tematyki programu i mojej wątpliwej
już dziś sympatii do prowadzącego – natrafiłam, bodajże w któryś wtorek, na
reklamę Wojewódzkiego, którego gościem była Magdalena Boczarska, a w której
zaistniał dialog:
M.B. - Młode dziewczyny pisały do mnie z pytaniem czy muszą kochać chłopaka, z którym przeżywają swój pierwszy raz.
K. W. - Ja Wam powiem – nie musicie! Ani pierwszy, ani drugi, tak do siódmego.
- Ja też im tak mówiłam.
Pozostawię Wam w domyśle co mi opadło, kiedy to usłyszałam :)
Jednym z „dobrodziejstw” naszych czasów niewątpliwie jest
powszechny dostęp do mediów. O czarnych dziurach Internetu mówi się najwięcej,
ale zauważam – zapewne nie ja jedyna – że coraz modniejszym staje się zdanie:
„nie mam w domu telewizora”. Pomijam, że zazwyczaj jego brak ludzie zapychają
szitem z sieci, ale to temat na oddzielny post, którego w tym momencie zupełnie
nie planuję popełniać.
Rzecz w tym, że rzucenie takiego hasła w telewizji, w
godzinie szczytu, kiedy nastolatkowie wracają ze szkół i poświęcają ten swój
obiad na zerkanie kątem oka na to, co leci na plazmie czy innym LCD-ku jest
chyba zbyt lekkomyślne w dobie dzisiejszych przekonań, że dzieci chcą być „jak
ktoś”, papugują zachowania i szybciej robią niż myślą.
Nie chcę wchodzić tutaj w polemikę odnoszącą się do
słuszności (tudzież jej braku) w przytoczonym dialogu. Generalnie chodziło o
to, że po ubiegłorocznej roli Wisłockiej Boczarska jest postrzegana jako osoba
„posiadająca większą wiedzą”, a co za tym idzie – pewien autorytet w temacie, o
którym jeszcze niedawno niewiele się przecież mówiło. Powiedzmy, że tym
bardziej dowodzi to mojemu przekonaniu, że dostęp do mediów powinien być
kontrolowany. Nie tylko na poziomie dziecko-rodzic, bo również (z czym sama mam
problem) na tej ja-ja.
Zdecydowanie więcej uwagi poświęcamy na przeglądanie różnego
rodzaju treści – zdjęć, artykułów, forów czy nic nie wnoszących dyskusji –
niżeli na selekcję informacji, które nasz mózg filtruje głównie po to, żeby
„się odmóżdżyć”. W efekcie niech pierwszy rzuci kamień ten, który nigdy nie
skończył oglądając koty czy inne pandy na yt, czy czytając naprawdę dziwne
rzeczy na stronach, o których istnieniu nie miał pojęcia…
Głównie w kontekście tych „śmieci” mówi się odnośnie
Internetu, ale – jak widać i co wcale nie trudno zauważyć – 15 sekundowy spot w
telewizji, wyrwanej z kontekstu wypowiedzi trwającej zapewne kilka minut (gdyby
i cały program nie był cięty w dziwny sposób) potrafi dać zielone światło
nastolatkom, którzy pełni pytań i pozostawieni z nimi sami sobie… posłuchają Pani z
Telewizora.
Niejednokrotnie już sama sobie obiecywałam zrobić porządek w
telefonie (to na nim najwięcej korzystam z Internetu) i postanawiałam większą
uwagę zwracać na selekcję treści niżeli na treści same w sobie… i zaledwie
kilka dni temu powiedziałam do Kasi, że zbieram miliony pierdół, z których
chciałam nie-zgubić tylko jednej rzeczy, aż sama zaczynam się w nich gubić…
Nie jestem w tym temacie żadną alfą czy omegą, ale apeluję –
zwróćcie większą uwagę na to, czym karmicie mózgi i – tym bardziej! – na to, co
wpada do wciąż rozwijających się umysłów Waszych pociech!
Przebitki instagrama @zimnekawy - zapraszamy! :)
0 komentarze