Poznawanie ludzi w sieci. Część pierwsza – przyjaźń.

by - stycznia 20, 2018

Internet jest takim dziwnym zjawiskiem i miejscem, którego do końca nie rozumiem. Na pewnym etapie swojego życia i rozwoju, gdzie potrzebowałam – a co za tym idzie poszukiwałam również – dużo więcej motywacji niżeli poszukuję jej dzisiaj (a przynajmniej w sieci) spędzałam dużo czasu na tzw. przegrzebywaniu różnego rodzaju treści, które wcale nie rozjaśniały i tak już skomplikowanych sytuacji. 

Gdzieś pomiędzy tym wszystkim – ba! Tak naprawdę to zanim jeszcze wiele lat temu podłączyli nam w domu internet – trafiłam do magicznej sfery zwanej blogsferą. I w ten oto sposób, na drugim czy trzecim blogu, którego dopiero zaczynałam, dostałam komentarz, który zaważył na – jakby to powiedzieć, bo przecież nie dalszym życiu – chociaż, może i życiu. 

W ten sposób poznałam Kasię, która dużo później powiedziała mi, że wyrzucałam ją drzwiami, więc musiała pchać się oknem. I pchała tak bardzo, aż w końcu wepchnęła. Wraz z końcem lipca tego roku minie dziesięć lat od tamtego komentarza. Statystycznie to trzy razy więcej niżeli większość znajomości nawiązywanych w tym (tamtejszym) wieku niezależnie od tego czy w sieci czy „na żywo” – niezmiennie od początku nie lubię tego określenia. 

Niemniej Kasia nie była pierwsza. Zawiązałam, również dzięki blogowi, wcześniej jeszcze jedną, naprawdę silną znajomość, która to już bez wątpienia zaważyła na moim spojrzeniu na świat, choć niemożliwym w pewnym momencie stało się jej kontynuowanie. 



Po przydługim wstępie chcę Wam powiedzieć – również dlatego, że mamy dziś już świadomość, że jest wśród Was wielu rodziców lub przyszłych rodziców – że lęk przed tym co dziecko robi, z kim rozmawia i o czym opowiada w sieci jest chyba normalnym zjawiskiem wśród dorosłych, którzy sprawują nad tymi dziećmi jakąś pieczę, nie zawsze i nie tylko rodzicielską. Moja Mama miała na tyle dużo zaufania do tego jakich wyborów podejmuję, że puściła mnie pewnego dnia w podróż 300 km w kierunku, którego do końca nie była świadoma, żebyśmy mogły z Kasią wypić pierwszą wspólną herbatę, której ona zresztą do dziś nie lubi, ale dziwnym trafem ze mną zawsze pije. 

Okres nastoletni to zjawisko równie dziwne jak intenet. I w nim tak samo jak w sieci można się zgubić. W dodatku myślę, że ilekroć ktoś powtarza tym nastolatkom, że to nie jest prawdziwe, ich kusi to coraz bardziej. W pewnym momencie przeszło mi przez myśl, że gdybyśmy były wtedy bardziej otwarte i mniej zagubione, pewnie nie poznałybyśmy się w tym miejscu i nie spędziły tyle czasu na rozmowach. Nie tylko my dwie, bo zarówno jedna jak i druga ma „na koncie” tych znajomości więcej, mniej lub bardziej trwałych. 

Swego czasu Zeus nagrał piosenkę, w której padły słowa, że „im jesteśmy bliżej tym jesteśmy dalej”, określające znajomości internetowe i naszą tendencję do zatracania się w nich na rzecz odsuwania się od ludzi, którzy „realnie” są blisko. Przesłuchując ją tysiąckroć i czasem mocno się nad tym zastanawiając nadal nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie czy to wina tej owianej złą sławą sieci czy raczej rozczarowującej rzeczywistości. Abstrahując od mierżącego mnie nazewnictwa obydwu. 

Mówię o tym czasem w swoim otoczeniu, które z niedowierzaniem patrzy na mnie i z uśmiechem mówi, że to niemożliwe. A jednak! Mam pełną świadomość tego, że nie jesteśmy jedyne i znam dziesiątki znajomości, które przeniesione do codzienności zakończyły się jako świadek na ślubie, chrzestna u dziecka czy wspólne mieszkanie w miejscu, które gdzieś po drodze zaczęło stanowić wspólną wizję wyrwania się z tłumiącej marzenia szarej rzeczywistości. Te historie zakończone na ślubnym kobiercu, które też znam, będą osobnym tematem i drugą częścią.

źródło: i.pinimg.com

Przy czym to nie jest tak, że są same plusy. Oczywiście, że można się zawieźć, rozczarować i w pewnym momencie może się okazać, że osoba, z którą rozmawiamy od kilku tygodni czy miesięcy nie jest tym, za kogo się podaje. Wydaje mi się, że nasza pierwsza rozmowa na skypie miała miejsce dopiero po roku czy dwóch, stosunkowo upłynęło dużo wody do momentu zweryfikowania czy ten głos po drugiej stronie nie będzie męskim i starczym. Moja pierwsza próba przeniesienia internetowej znajomości na realny grunt zakończyła się tym, że uciekłam wystraszona i udałam, że się rozpłynęłam. Tylko ja wiem jak było mi wtedy wstyd. I tylko my z Kasią wiemy jak wiele gorzkich słów padło gdzieś między nami na etapie „docierania się”, kiedy z beztroskiego – powiedzmy – dzieciństwa, wchodziłyśmy w szereg spraw dużo ważniejszych niż kartkówka z matematyki na pierwszych czwartkowych zajęciach. Z drugiej strony nie wydaje mi się, żebyśmy kiedykolwiek o tym rozmawiały.

W każdym razie – z całą pewnością to jest trochę tak, że pewnymi myślami prościej jest się dzielić z ludźmi, których nie widujemy na co dzień. Dlatego fryzjerki i kosmetyczki znają najskrytsze sekrety swoich klientów i dlatego wielu ludzi ucieka do internetu, wysyła prywatne wiadomości do ludzi, których prawdopodobnie nigdy nie spotka, a później wymienia kolejne i coraz częściej okazuje się, że po kilkudziesięciu siedzą wspólnie w kawiarni. Plusem tych znajomości, moim zdaniem największym, jest swoboda myśli i to, co wielu będzie przeszkadzało – brak kontaktu wzrokowego skutkujący brakiem poczucia bycia osądzanym za decyzje i wybory, o których nie opowiada się wszem i wobec. Minusem – na pewno to, że jakkolwiek silny by ktoś nie był przychodzi moment, w którym potrzebuje po prostu obecności, a nagle okazuje się, że ta najbliższa osoba nie jest w stanie jej dać, nie potrzyma za rękę, nie otrze łez, nie wskoczy w ramiona, by dzielić się radością. I jeszcze jedna rzecz… czasem to, że jesteśmy ze sobą blisko będąc od siebie tak daleko nie znaczy, że bylibyśmy dalej, będąc na wyciągnięcie ręki. 

Wybrałam ten temat na pierwszy z dwóch powodów. Po pierwsze – żebyście wiedzieli, skąd się wzięłyśmy i dlaczego dwie dość skrajne osobowości postanowiły połączyć te spojrzenia w jedno i się nimi podzielić. A po drugie dlatego, że uważam, że warto się tym dzielić. To, że widujemy kogoś na co dzień nie gwarantuje nam silnych relacji. Niekiedy wręcz przeciwnie.

źródło: socjologia.wlanet.pl

You May Also Like

0 komentarze