Poznawanie ludzi w sieci. Część pierwsza – przyjaźń.
Internet jest takim dziwnym zjawiskiem i miejscem, którego
do końca nie rozumiem. Na pewnym etapie swojego życia i rozwoju, gdzie
potrzebowałam – a co za tym idzie poszukiwałam również – dużo więcej motywacji
niżeli poszukuję jej dzisiaj (a przynajmniej w sieci) spędzałam dużo czasu na
tzw. przegrzebywaniu różnego rodzaju treści, które wcale nie rozjaśniały i tak
już skomplikowanych sytuacji.
Gdzieś pomiędzy tym wszystkim – ba! Tak naprawdę to zanim
jeszcze wiele lat temu podłączyli nam w domu internet – trafiłam do magicznej
sfery zwanej blogsferą. I w ten oto sposób, na drugim czy trzecim blogu,
którego dopiero zaczynałam, dostałam komentarz, który zaważył na – jakby to
powiedzieć, bo przecież nie dalszym życiu – chociaż, może i życiu.
W ten sposób poznałam Kasię, która dużo później powiedziała
mi, że wyrzucałam ją drzwiami, więc musiała pchać się oknem. I pchała tak
bardzo, aż w końcu wepchnęła. Wraz z końcem lipca tego roku minie dziesięć lat
od tamtego komentarza. Statystycznie to trzy razy więcej niżeli większość
znajomości nawiązywanych w tym (tamtejszym) wieku niezależnie od tego czy w
sieci czy „na żywo” – niezmiennie od początku nie lubię tego określenia.
Niemniej Kasia nie była pierwsza. Zawiązałam, również dzięki
blogowi, wcześniej jeszcze jedną, naprawdę silną znajomość, która to już bez
wątpienia zaważyła na moim spojrzeniu na świat, choć niemożliwym w pewnym
momencie stało się jej kontynuowanie.
Po przydługim wstępie chcę Wam powiedzieć – również dlatego,
że mamy dziś już świadomość, że jest wśród Was wielu rodziców lub przyszłych
rodziców – że lęk przed tym co dziecko robi, z kim rozmawia i o czym opowiada w
sieci jest chyba normalnym zjawiskiem wśród dorosłych, którzy sprawują nad tymi
dziećmi jakąś pieczę, nie zawsze i nie tylko rodzicielską. Moja Mama miała na
tyle dużo zaufania do tego jakich wyborów podejmuję, że puściła mnie pewnego
dnia w podróż 300 km w kierunku, którego do końca nie była świadoma, żebyśmy
mogły z Kasią wypić pierwszą wspólną herbatę, której ona zresztą do dziś nie lubi,
ale dziwnym trafem ze mną zawsze pije.
Okres nastoletni to zjawisko równie dziwne jak intenet. I w
nim tak samo jak w sieci można się zgubić. W dodatku myślę, że ilekroć ktoś
powtarza tym nastolatkom, że to nie jest prawdziwe, ich kusi to coraz bardziej.
W pewnym momencie przeszło mi przez myśl, że gdybyśmy były wtedy bardziej
otwarte i mniej zagubione, pewnie nie poznałybyśmy się w tym miejscu i nie
spędziły tyle czasu na rozmowach. Nie tylko my dwie, bo zarówno jedna jak i
druga ma „na koncie” tych znajomości więcej, mniej lub bardziej trwałych.
Swego czasu Zeus nagrał piosenkę, w której padły słowa, że
„im jesteśmy bliżej tym jesteśmy dalej”, określające znajomości internetowe i
naszą tendencję do zatracania się w nich na rzecz odsuwania się od ludzi,
którzy „realnie” są blisko. Przesłuchując ją tysiąckroć i czasem mocno się nad
tym zastanawiając nadal nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie czy to wina
tej owianej złą sławą sieci czy raczej rozczarowującej rzeczywistości.
Abstrahując od mierżącego mnie nazewnictwa obydwu.
Mówię o tym czasem w swoim otoczeniu, które z
niedowierzaniem patrzy na mnie i z uśmiechem mówi, że to niemożliwe. A jednak!
Mam pełną świadomość tego, że nie jesteśmy jedyne i znam dziesiątki znajomości,
które przeniesione do codzienności zakończyły się jako świadek na ślubie,
chrzestna u dziecka czy wspólne mieszkanie w miejscu, które gdzieś po drodze
zaczęło stanowić wspólną wizję wyrwania się z tłumiącej marzenia szarej
rzeczywistości. Te historie zakończone na ślubnym kobiercu, które też znam,
będą osobnym tematem i drugą częścią.
źródło: i.pinimg.com |
Przy czym to nie jest tak, że są same plusy. Oczywiście, że
można się zawieźć, rozczarować i w pewnym momencie może się okazać, że osoba, z
którą rozmawiamy od kilku tygodni czy miesięcy nie jest tym, za kogo się
podaje. Wydaje mi się, że nasza pierwsza rozmowa na skypie miała miejsce
dopiero po roku czy dwóch, stosunkowo upłynęło dużo wody do momentu zweryfikowania
czy ten głos po drugiej stronie nie będzie męskim i starczym. Moja pierwsza próba
przeniesienia internetowej znajomości na realny grunt zakończyła się tym, że
uciekłam wystraszona i udałam, że się rozpłynęłam. Tylko ja wiem jak było mi
wtedy wstyd. I tylko my z Kasią wiemy jak wiele gorzkich słów padło gdzieś
między nami na etapie „docierania się”, kiedy z beztroskiego – powiedzmy –
dzieciństwa, wchodziłyśmy w szereg spraw dużo ważniejszych niż kartkówka z
matematyki na pierwszych czwartkowych zajęciach. Z drugiej strony nie wydaje mi
się, żebyśmy kiedykolwiek o tym rozmawiały.
W każdym razie – z całą pewnością to jest trochę tak, że
pewnymi myślami prościej jest się dzielić z ludźmi, których nie widujemy na co
dzień. Dlatego fryzjerki i kosmetyczki znają najskrytsze sekrety swoich
klientów i dlatego wielu ludzi ucieka do internetu, wysyła prywatne wiadomości
do ludzi, których prawdopodobnie nigdy nie spotka, a później wymienia kolejne i
coraz częściej okazuje się, że po kilkudziesięciu siedzą wspólnie w kawiarni.
Plusem tych znajomości, moim zdaniem największym, jest swoboda myśli i to, co wielu
będzie przeszkadzało – brak kontaktu wzrokowego skutkujący brakiem poczucia
bycia osądzanym za decyzje i wybory, o których nie opowiada się wszem i wobec.
Minusem – na pewno to, że jakkolwiek silny by ktoś nie był przychodzi moment, w
którym potrzebuje po prostu obecności, a nagle okazuje się, że ta najbliższa
osoba nie jest w stanie jej dać, nie potrzyma za rękę, nie otrze łez, nie
wskoczy w ramiona, by dzielić się radością. I jeszcze jedna rzecz… czasem to,
że jesteśmy ze sobą blisko będąc od siebie tak daleko nie znaczy, że bylibyśmy
dalej, będąc na wyciągnięcie ręki.
Wybrałam ten temat na pierwszy z dwóch powodów. Po pierwsze
– żebyście wiedzieli, skąd się wzięłyśmy i dlaczego dwie dość skrajne
osobowości postanowiły połączyć te spojrzenia w jedno i się nimi podzielić. A po
drugie dlatego, że uważam, że warto się tym dzielić. To, że widujemy kogoś na
co dzień nie gwarantuje nam silnych relacji. Niekiedy wręcz przeciwnie.
źródło: socjologia.wlanet.pl |
0 komentarze