facebook google instagram
Obsługiwane przez usługę Blogger.
  • Home
  • baby
  • BOOKS / MOVIES
  • Beauty / Fashion
  • Life Style
  • About
  • Contact
  • COOPERATION

Zimne kawy. Tworzone z myślą o kobietach.

Cześć wszystkim! 
Dziś przy niedzieli postaram się odpowiedzieć na pytanie: jak zaplanować sakrament Chrztu Świętego?
Nie każdy zdecyduje się ochrzcić swoje dziecko i ja to rozumiem. My zdecydowaliśmy się na ten sakrament u jednej i drugiej córki. Żadne z nas nie uważało tego za przymus tylko naszą wybór. Chcemy by nasze córki wychowywały się w wierze katolickiej – takiej jak i my.
Karoliny pierwszy sakrament odbył się 16.10.2016, Kariny odbędzie się w połowie kwietnia. Dlatego, że jestem w trakcie przygotowań, chciałam Wam opisać mniej więcej jak to wygląda z naszej strony. Z Karolą zaczęłam organizować całe przedsięwzięcie, gdy skończyła miesiąc. Przyznam szczerze, że nie znalazłam żadnego poradnika, który poprowadziłby mnie przez ten okres. Może wydawać się śmieszne szukanie poradnika do organizacji chrztu, ale będąc młodą zabieganą mamą, która ma zebrać dwie rodziny razem i przy okazji nie zwariować, nie jest wcale takie proste jak może się wydawać. W szczególności, gdy to pierwsza uroczystość organizowana w całości przez nią samą. 
 
Od czego zacząć? Od wyboru rodziców chrzestnych. Jest to wybór na całe życie maleństwa. Osoby, które wybierzecie nie tylko musicie być ich pewni na sto procent, ale muszą spełniać pewne kryteria, których wymaga większość proboszczy. Muszą mieć przyjęte sakramenty chrztu, bierzmowania i Eucharystii oraz należeć do wspólnoty Kościoła katolickiego. Ponadto spotykamy się z innymi warunkami jakie muszą spełniać. Między innymi są to: ukończone 16 lat, chrzestna nie może być w ciąży, chrzestni nie mogą żyć na tak zwaną kocią łapę (Pamiętajcie, że ślub cywilny nie jest akceptowany w Kościele katolickim. Często i przez to rodzice mają problemy by proboszcz się zgodził ochrzcić ich dziecko.) Rodzice chrzestni muszą dawać dobry przykład i zachęcać do prowadzenia życia chrześcijańskiego. Biorą również odpowiedzialność za chrześcijańskie wychowanie swoich chrześniaków, jeżeli ich rodzice lub opiekunowie zaniedbują swoje obowiązki. Mi natomiast rodzice tłumaczyli, że rodzice chrzestni zastępują ich, gdy ich zabraknie. Między innymi tym kryterium kierowaliśmy się przy wyborze rodziców dla naszych pociech. U jednej i drugiej córki byliśmy pewni Mam Chrzestny od samego początku. Jedną z nich dobrze znacie. Karoli Mamą Chrzestną została Daria – tak, to ta obok mnie na zdjęciu, z którą wspólnie prowadzimy zimne kawy.  Z Kariną świetnie udało się, że moja młodsza siostra miała bierzmowanie rok temu. Po rozmowach wybraliśmy również Chrzestnych, którymi zostali bracia męża. Sam wybór to połowa sukcesu. Należy zapytać naszych kandydatów czy się zgodzą nimi zostać. Niby nie powinno się odmawiać, ale zdarza się to często. Nasi wiedzieli zanim nasze córki przyszły na świat, że nimi zostaną.
Co następne? Decyzja, kiedy najważniejszy sakrament ma się odbyć. Większość dzieci przechodzi pierwszy sakrament już w pierwszym miesiącu życia. Sprawdza się to głównie, dlatego, że maluszki nieświadome niczego śpią przez całą uroczystość. Jak wybierzecie mniej więcej kiedy ma się odbyć sakrament, udajecie się do proboszcza w celu ustalenia daty. Nad wyborem kościoła też się zastanówcie dobrze. Nie musi to być kościół do którego należycie – my właśnie tak wybraliśmy. Idąc prosić o sakrament Chrztu Świętego warto przygotować się na tak zwane „Bóg zapłać z cennikiem”. My mieliśmy przygotowaną kopertę. Mimo, że ksiądz od nas jej nie chciał. Często pada pytanie ile dali rodzice księdzu. My daliśmy 200 zł, za każdym razem. Rozbieżność u rodziców jaką zauważyłam jest spora. Od 0 do nawet 3000zl. Ja uważam, że każdy daje tyle na ile go stać i nikomu nie będę zaglądać do portfela.
Następnie tworzymy listę gości. Liczba osób, którą chcemy zaprosić przyda się przy rozmowach z menadżerami restauracji. Tym też przechodzimy do drugiej decyzji, którą musimy podjąć. Czyli miejsce gdzie ma odbyć się poczęstunek dla gości. My zdecydowaliśmy się na restaurację za każdym razem. Przy Karoli odwiedziliśmy  5 miejsc, gdzie ceny naprawdę się różniły – od 25 zł za talerzyk do 150 zł. Wszystko zależy ile dań, jakie te dania mają być, czy pojawi się alkohol i co tak naprawdę nam się zamarzy. Ja uważałam od samego początku, że najważniejszy w tym dniu jest sakrament, a nie impreza dla gości. Nie zgodziłam się na alkohol i wybrałam opcję podstawowego poczęstunku (zupa, II danie, tort oraz ciasto). Jeżeli decydujecie się na poczęstunek w domu, macie wycieczki po restauracjach z głowy. Planujecie w domu co chcecie podać. Upewnijcie się czy starczy Wam zastawy stołowej oraz miejsca by pomieścić wszystkich gości. Zróbcie sobie listę zakupów dużo wcześniej. Warto również sprawdzać promocje w supermarketach, ponieważ często możemy upolować np. napoje w połowie ceny. Należy również zamówić tort oraz ciasto (najlepiej zrobić to w tym samym czasie co salę.). Jeżeli chcecie mieć pamiątkę w postaci zdjęć to też idealny moment, by zamówić fotografa. W między czasie możecie również zamówić kwiaty jeżeli się na nie decydujecie oraz dekoracje. 
Kiedy wręczyć zaproszenia? Najlepiej dać co najmniej miesiąc szybciej zaproszenia gościom, by się mogli spokojnie przygotować. Zaznaczcie tam koniecznie dzień do którego chcecie by potwierdzili swoją obecność. Oczywiście w miarę Waszych możliwość wręczajcie je osobiście. Wyżej macie pierwotny wzór zaproszeń Karoli jakie robiłam sama.
Co należy zakupić?
To już zależy od tradycji jaka u Was panuje i tego co ustalicie z rodzicami chrzestnymi. Najbardziej znana tradycja to ta, że matka chrzestna kupuje ubranko do chrztu i ubiera maleństwo. Ojciec chrzestny natomiast kupuje świece. My zakupiliśmy szatkę oraz świecę sami. Zakupiłam jednej i drugiej córce identyczne na allegro. Wybór jest ogromny. My mamy z modlitwą „Aniele stróżu mój.”, datą oraz imionami córek. (Pamiętajcie, by świece zachować. Powinno się ją trzymać przez całe swoje życie. Na pewno przyda się do komunii.) Możecie pomyśleć również o zakupie podarunku dla gości. My po posiłku podarowaliśmy ciasto, a gdy dostaliśmy zdjęcia z sesji dołączyliśmy je z podziękowaniem. Tak samo zrobię przy uroczystości Kariny. Należy również zakupić ubrania dla rodziców. I tu uzbrójcie się w cierpliwość, ponieważ jest to bardzo męczące i zajmuje sporo czasu. 
 
Dzień przed uroczystością sprawdźcie i przygotujcie sobie wszystko. Ja np. zapomniałam o rajstopach i ubierałam je w samochodzie. :D Napisałam Wam takie małe kompendium wiedzy, które zapamiętałam z naszego sakramentu. Przy okazji przypominając sobie co mnie czeka. Pamiętajcie, że w tym dniu najważniejszy jest sakrament Chrztu Świętego naszego małego aniołka i on sam, a nie jakaś niezadowolona ciotka. Sporo rzeczy może nie wyjść tak jakbyśmy tego oczekiwali, ale nie to jest ważne. Cieszmy się tym wyjątkowym dniem po prostu.
lutego 25, 2018 No komentarze
źródło: grafika Google. 
W pierwszym poście dotyczącym poznawania ludzi w sieci poruszałam tematykę przyjaźni zawieranych w internecie, o czym możecie przeczytać tutaj. Tam też wspomniałam, że poza tymi relacjami jest jeszcze druga, powiedzmy, strona medalu, rozpoczynająca się często na serwisach randkowych czy w modnych ostatnimi czasy aplikacjach. 

Pokuszę się o stwierdzenie, że wszyscy znamy kogoś, kto kiedyś próbował. Nieważne z jakich powodów – nieśmiałości, braku czasu czy zwykłej, ludzkiej przecież, ciekawości. Niedawno moja znajoma pisała pracę licencjacką odnośnie związków w sieci, a konkretnie – kreowania własnego wizerunku na potrzeby przyciągnięcia do siebie osób pozornie nami zainteresowanych. No właśnie, pozornie. 

Poprzednim razem wspomniałam, że internet to dziwne zjawisko. Z jednej strony daje nam on absolutną swobodę bycia sobą, z drugiej też możliwość bycia kimkolwiek. I do momentu, w którym ktoś „znajomy” nie przyjdzie i nie obali kreowanego przez nas wizerunku możemy z szarej myszki zamienić się w dziewczynę pseudo-popularną, ze skromnego chłopaka spędzającego wieczory w książkach imprezowicza-łobuza, który statystycznie przyciąga do siebie więcej kobiet. Ale też odwrotnie, i tak dalej… 

Swoboda w sieci to taka trochę studnia bez dna. Nie oszukując nikogo – oczywiście, że założyłam kiedyś profil na portalu randkowym. Z powódki trzeciej, ciekawości. Dawno temu, z koleżanką, w walentynki zresztą, postanowiłyśmy po prostu sprawdzić jak to jest. Obie w tamtym czasie poznałyśmy kogoś, z kim udało nam się przegadać więcej niż jeden wieczór, pójść na kawę, a w jej przypadku – spędzić z tym facetem siedem miesięcy życia. I było fajnie. Nie wyszło nie dlatego, że zawiódł internet. Nie wyszło po prostu, ryzyko relacji, niektóre po prostu nie mają przyszłości. 

Weźmy pod uwagę jeszcze jeden czynnik, o którym też pisałam ostatnio – nawiązywanie relacji w sieci przychodzi nam o tyle prościej, że nie tylko możesz być kim chcesz, ale również dlatego, że kiedy jesteś w stu procentach sobą i komuś się to nie spodoba, po prostu zamykasz okno dialogowe rozmowy i łatwiej jest to przeboleć, chyba nie dotyka nas to tak bardzo jak moment, w którym na własne oczy obserwujemy znudzenie, rozdrażnienie, a wreszcie plecy odchodzącej osoby, z którą mieliśmy prowadzić miłą rozmowę, ale ta wcale nie okazała się miłą. I to działa w dwie strony. My też mamy możliwość „zranić trochę mniej”, jakkolwiek irracjonalnie czy nawet brutalnie by to nie brzmiało. 



Wydaje mi się, że to jest trochę tak, że kiedy już wejdziesz na tą ścieżkę – stajesz się rysikiem błędnego koła, które nieprzerwane w odpowiednim momencie będzie się za Tobą ciągnęło przez kolejne lata. Załóżmy, że jest sobotni wieczór. Z facebooka wiesz, że większość Twoich znajomych wyszła gdzieś, wyjechała na weekend lub spędza go z przyjaciółmi/partnerem, a Ty siedzisz w domu sam jak palec i jedynym towarzystwem jest coraz smutniejsza muzyka w głośnikach i kieliszek wina tuż obok klawiatury. Obraz godny Bridget Jones, a jednak jej też się przecież udało. Więc skoro już siedzisz przed tym komputerem, ad-block znów nie zadziałał i kolejny raz wyskakuje pomarańczowe serduszko zachęcające do poznawania ludzi to nieśmiało klikasz w nie, wybierasz ładne zdjęcie i piszesz, że niczego nie szukasz, ale nie interesują Cię przelotne znajomości. No niby się zgadza. Na motto życiowe znów wpisujesz tani tekst o chwytaniu chwili czy inne „dzień bez uśmiechu jest dniem straconym”, a następnie – publikuj. Nie mija dziesięć minut, kręcisz głową z niedowierzaniem i zastanawiasz się w jakim kierunku zmierza Twoje życie i kiedy obrało ten nienajlepszy tor, aż nagle – jedna, druga, trzecia wiadomość, „chciał(a)bym Cię poznać”, „może pójdziemy na kawę”, „nie interesuje mnie związek, jeśli jesteś zainteresowana niezobowiązującą relacją zostawiam numer telefonu”. Jedna twarz, druga, kolejna okazuje się interesująca. Bezdzietny, wyższe wykształcenie, małżeństwo jest dla niego bardzo ważne. I oczy ma takie, że wydaje Ci się, że nie mogą kłamać. Odpisujesz. Jeden wieczór, drugi, piąty. Pierwsza, druga, ósma kawa. Gdzieś pomiędzy wyjście do kina, poznajesz jego znajomych. Mija pół roku, niby jest fajnie, ale coś nie gra. Za kolejne pół okazuje się, że to małżeństwo wcale nie jest dla niego takie ważne, że jednak szukałaś czegoś innego, że znów jest wieczór, on z kumplami, a Ty przed szklanym ekranem z kieliszkiem wina tuż obok, żalisz się przyjaciółce… I wreszcie pakujesz walizkę, wychodzisz i kiedy już się pozbierasz, wracasz do pomarańczowego serduszka. Już wiesz jaki jest schemat, już wiesz czego się wystrzegać, wciąż nie jesteś przekonana, ale dalej ciekawa. Drugi raz nie dasz się nabrać. Ale przecież te oczy nie mogą kłamać… I tak dalej. 

Mam nadzieję, że nie macie tego schematu za sobą i jeśli kiedykolwiek mieliście konto w tym czy innym serwisie randkowym to macie z nim związane tylko dobre wspomnienia i rozczarowanie nie bolało tak bardzo. Albo! Że w ogóle rozczarowania nie było, jesteście szczęśliwi, macie dom i psa, dwa diabełki w pokoju pełnym zabawek albo bez tego wszystkiego – wspólne plany na życie. I tego Wam właśnie życzę – szczęścia na co dzień i wspólnych zamierzeń. 

Ale życie nie jest takie łatwe i nie zawsze jest kolorowe. Generalnie zaczyna się i kończy często pewnym grymasem. Relacje mają to do siebie, że często albo to my rozczarowujemy, albo czujemy się rozczarowani. Nie wierzę w to, że ludzie się nie zmieniają i uważam, że mają do tego prawo, tak samo jak do tego, by coś w drugim człowieku przestało nam wystarczać. Nad 98% rzeczy można pracować, pozostałe 2 będą przelewały czarę i myślę sobie, że naprawdę nie warto pozwalać napełnić jej goryczą. Nawet jeśli nam z kimś nie wychodzi to przecież nie musi kończy się w tym momencie, w którym przez lata później odwracamy głowę na ulicy mijając się bez słowa. Przecież coś było. Coś, co obie strony uważały za ważne. 

Mam takiego znajomego, poznanego zresztą w sieci, który tym wyżej wspomnianym rysikiem stał się na tyle dawno temu, że niedawno wylał gorycz niemożności znalezienia ciekawych osób na tych serwisach. Bo twarze nieładne, opisy nijakie, bo kobiety nie wiedzą czego chcą od życia. Ja nieustannie zastanawiam się, czy naprawdę od początku do końca muszę wiedzieć czego chcę i twardo się tego trzymać i czy nie wystarczy mi wiedzieć czego nie chcę i po prostu w tę stronę nie iść. Uważam życie za sumę wyborów i myślę, że raz ustalone priorytety mają prawo się zmienić. A wręcz to absolutnie normalne, że na pewnym etapie życia tak się dzieje. Ale nie o tym ten wpis. (taki też będzie, obiecuję) 

Pociągnęłam rozmowę ze znajomym, która od początku wydawała mi się bezsensowna i sprowadziłam ją do „dzikiej selekcji” i przedmiotowego traktowania kobiet. Jak patrząc na czyjeś selfie mam ocenić, czy ten człowiek wart jest spędzenia z nim całego życia i dlaczego odrzucamy na tych portalach ludzi, którzy nie potrafią konstruować opisów? A przecież mogą nie potrafić nie dlatego, że ich życie jest nudne i nie potrafią go poukładać, ale dlatego, że nie wiedzą od czego zacząć, być może nie potrafią pisać, a może nie lubią się przechwalać. Takim oto sposobem skreślamy naprawdę ambitnych ludzi mających aspiracje szufladkując ich jako niemających zainteresowań gburów. Podstawowe pytanie w tym momencie nie brzmi dlaczego tak robimy, ale dlaczego wymagamy od innych, by nas nie traktowali w ten sposób. 

Powtórzę raz jeszcze – internet to dziwne zjawisko, którego ja często nie rozumiem. Spotykamy w nim – bardziej lub mniej świadomie – tysiące ludzi dziennie, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że cokolwiek widzimy lub czytamy, stworzyli przecież ludzi. I bez względu na to czy są to miałkie treści, które nasz umysł wyrzuci za trzydzieści sekund czy wartościowe rozważania, które zostaną z nami na dłużej zmuszając nas do zatrzymania się nad danym tematem – stoi za tym człowiek. Jedni mają mniejszy, inni większy zmysł estetyczny, jedni lepiej, drudzy gorzej piszą, jedni są mniej, inni bardziej otwarci. Może zanim wyrobimy sobie zdanie, warto skupić się na człowieku, a nie na słowach, które tylko pozornie go określają? 

Weźmy też pod uwagę, że te słowa płynące od nas w momencie odstawienia kieliszka wina w kolejny samotny wieczór nie zawsze będą tymi, które wypowiemy za dzień, dwa, tydzień… Nawet jeśli nie ma kieliszka, a umysł jest niczym niezmącony. Nasze pojawienie się w danym miejscu w sieci to często impuls, na którego podstawie nie warto wydawać ostatecznych osądów.


lutego 20, 2018 No komentarze

Cześć wszystkim!
Jak wiecie jestem mamą dwójki maluchów, więc mam bardzo mało czasu dla siebie. Jednak zawsze znajdę chwilę by odpocząć. Dziś zdecydowałam się na sławną już czarną maskę diy.
Czarna maska - inaczej maska z węgla aktywnego nie jest niczym odkrywczym i jest ostatnio bardzo popularna. Ma sporą rzesze swoich zwolenników.
Pokaże Wam dziś dwie wersję wykonania jej.
Dzieci śpią, relaksacyjna muzyka w tle, więc do dzieła!
Co jest nam potrzebne?

Węgiel aktywowany/aktywny.
(ja posiadałam w pastylkach, lecz polecam kapsułki.)
Dostępny w aptece - cena do 15 zł

Składnik, który zmieni naszą maseczkę w wersję peel off to klej/ żelatyna spożywcza.
Najlepszy klej to ten dziecięcy, którego dzieci używają w szkole. "Magic" przede wszystkim nie uczula i nie szkodzi naszej cerze.
Jeśli boicie się kleju równie dobrze można użyć żelatyny spożywczej. (delikatniej działa, lecz łatwiej się ściąga.)
Ja osobiście wolę z klejem, co widać po jego zużyciu.
Dostępny w każdym papierniczym - cena 2 zł

Dziś miałam jednak ochotę na delikatniejszą wersję tej maski. (Wersja peel of bywa bolesna przy ściąganiu.) Dlatego dodałam płyn micelarny do mieszanki. Powstała rzadsza wersja, którą bez problemu zmyłam ciepłą wodą. Jednak decyzja należy do Was, na którą się zdecydujecie.

Wersja peel of - 2 kapsułki węgla aktywnego + około 10 ml kleju (dajemy go na oko) / bądź 2 łyżki żelatyny i łyżka wody.
Wersja delikatniejsza, typowa oczyszczająca maska - 2 kapsułki węgla aktywnego + około 8 ml kleju (również dajemy go na oko)/ 2 łyżki żelatyny + 1 łyżka wody /  + kilka kropli płynu micelarnego bądź soku z cytryny.


Jak wykonać?
1. Oczyszczamy skórę płynem micelarnym.
2. Rozdrabniamy węgiel aktywny.
3. Dodajemy klej / mieszanka z żelatyny i wody (opcjonalnie płyn micelarny / sok z cytryny)
4. Nakładamy na twarz. Omijamy oczy, brwi, usta.

Wersja Peel of:
5. Czekamy aż zastygnie (do 20 minut).
6. Powoli zdejmujemy maskę.
7. Przemywamy ciepłą wodą.
Wersja delikatniejsza:
5. Czekamy do 5 minut aż zastygnie
6. Zmywamy pod ciepłą wodą

 
 Maska nie będzie odpowiednia dla skóry wrażliwej oraz suchej.

Co nam daje ta maseczka?
- OCZYSZCZA (najważniejsze działanie węgla aktywowanego)
- matowi
- zwęża pory
- zwalcza wolne rodniki
- wyrównuje koloryt
- działa bakteriobójczo

Od siebie dodam, że nie jestem kosmetyczką i taka maska na pewno nie zastąpi masek wykonanych u profesjonalisty. Ja ją wykonuje raz na dwa tygodnie i nie widzę żadnych  skutków ubocznych, dlatego  zdecydowałam się Wam ja polecić. 

lutego 15, 2018 No komentarze
źródło: grafika google.

Cześć! 

Zakładam, że spora część z Was, choćby z czystej ciekawości, sięgnęła po wersję papierową lub wybrała się do kina, by poznać historię pięćdziesięciu odcieni szarości. Ja, przyznaję, poznałam tę historię w obu formach z czystej ciekawości i choć książkę uważam za kompletne dno, tak zasiadając przed pierwszą częścią filmu zaraz po jego premierze spodziewałam się dostać dramat, nie romans z elementami filmu erotycznego - i dostałam, całkiem niezły. Podeszłam do tematu Christiana i jego (wtedy przynajmniej) niecodziennych upodobań bardziej od strony psychologicznej i chyba to sprawiło, że nie poczułam się rozczarowana. A z drugiej strony z całą pewnością to, że jedyną emocją towarzyszącą mi podczas lektury było rozbawienie. 

Zanim nasze zimne kawy stały się zimnym kawami pisałam Wam o swoich odczuciach względem drugiej części - tutaj zostawiam Wam link do tego postu - a jako że sieć huczy od opinii o trzeciej, a ja zdążyłam już wyrobić sobie własną, nie przedłużając, zapraszam do czytania. 

źródło: grafika google.

Przed ekranizacją poprzedniej cześć sięgnęłam po książkę, żeby mieć jakieś porównanie, ale nie byłam w stanie jej zmęczyć. Teraz też miałam taki plan... ale zwyczajnie nie zdążyłam. I bardzo się z tego cieszę! O fabule pisała nie będę, chcąc nie chcąc każdy coś słyszał, więc skupie się bardziej na odczuciach.

Przed napisaniem tej recenzji cofnełam się do poprzedniej i przypomniałam sobie, że nie byłam tym filmem zachwycona. Nie powiem, że tą częścią jestem, bo jak słusznie określiła to dzisiaj moja znajoma, która również wybrała się wczoraj do kina - Nowe oblicze to swego rodzaju bajka o miłości, z kilkoma odważnymi scenami. Przez zdecydowaną większość seansu siedziałam z uśmiechem na ustach, bo o ile fabularnie ten film może nie jest zabawny, tak jego realizacja była. Pomijam kwestię związaną z seksualnością Christiana, które zachwyca wiele kobiet, a która dla mnie nie była taka oczywista, ale scena, w której Ana prowadziła mój wymarzony samochód sprawiła, że i tak poczułam swego rodzaju uczucie zazdrości. Tej w granicach rozsądku :)

źródło: grafika google. 

Jedną z rzeczy, która miło mnie zaskoczyła była przemiana głównych bohaterów. O ile dalej uważam, że z psychopatycznym podejściem do związku Christiana nie byłabym w stanie wytrzymać, tak odniosłam wrażenie, że Ana trochę dorosła. I jak ona pięknie wyglądała! Po pierwszej części napisałam gdzieś, że działa mi na nerwy podobnie jak Bella ze Zmierzchu, jednak przy tej części to uczucie "wyparowało", ustępując miejsca... Hm, jakby to powiedzieć, przyjemności patrzenia na dojrzałość postaci - od stylu ubierania się przez zachowanie do wyraźnie ukazanego poczucia odpowiedzialności za pewne decyzje i ich konsekwencje, które mogły przecież - i wywołały - również u niej poczucie strachu.

Kontynuując to, co mówiłam przy poprzednich częściach - i tym razem nie powiem, że jest to wybitny film. Jednak w kontekście tego, że seria tych książek jest jedną z tych, które uważam za największą lub jedną z największych porażek współczesnej literatury po jaką zdarzyło mi się sięgnąć - uważam, że film jest dobry. Są filmy, które wbijają w fotel, takie, po zakończeniu których nie wstaje się i nie wychodzi od razu i takie, na których człowiek po prostu się uśmiecha. I myślę, że głównym czynnikiem stanowiącym o dobrym odbiorze tej produkcji jest dystans do tego, co zostało w niej ukazane.

Na koniec powiem Wam, że odnośnie tych scen erotycznych, na które to w większości czekają odbiorcy, tutaj było ich chyba najwięcej. Nie poczułam się jednak ani zgorszona ani zażenowana, a to chyba w tym przypadku ważny element.

I muzyka! Tutaj, ponownie, naprawdę duży plus.

Wybieracie się do kina? Jakie macie zdanie na temat tej serii? :) 

źródło: grafika google.


lutego 10, 2018 No komentarze

Cześć!

Często spotykam się z pytaniami na forach internetowych o to gdzie przechowujemy zdjęcia, bądź gdzie najlepiej wywołać wspomnienia zapisane na fotografii. Ja całkiem przypadkiem wpadłam na portal empikfoto. Korzystam z ich usług kolejny rok i nadal jestem tak samo z nich zadowolona jak na początku.

Na stronie dostępnych jest kilka form wydruku zdjęć oraz standardowe odbitki. Przykład kilku macie niżej, jak widać nie są to tylko standardowe rozmiary, a jakość jest jak najbardziej na plus. 



Ostatnio z okazji dnia babci i dziadka skusiłam się na opcję kalendarza. Powiem Wam szczerze, że tak mi się spodobał, że czekam na drugi, który zawiśnie w naszej kuchni. Do naszego wykorzystałam inny dostępny szablon. Jak zobaczycie na screenach szablonów jest bardzo dużo do wyboru. Ponadto możemy stworzyć własne projekty, bądź dostosować dostępne szablony pod nas. 



Kolejna z opcji do wyboru to foto książka, która skradła moje serce. Mam na razie trzy. Pierwsza z chrztu świętego Karoliny, druga to jej pierwszy rok zycia a trzecia to nasz ślub cywilny. Postanowiłam robić tak co roku dziewczyną. Każda będzie miała na pamiątkę foto książkę z każdego roku swojego życia. Przyjemniejsza forma albumu na zdjęcia. 




Niedługo będę robić pamiątkową z chrztu świętego Kariny oraz z okresu od roku do dwóch lat Karoli. Chcecie zobaczyć jak wyjdą? 

Są jeszcze inne opcje, z których nie korzystałam. Takie jak: foto obraz, foto kubek, foto poduszka, foto panel, foto puzzle czy foto pokrowiec. Czekam na zdjęcie naszej całej czwórki i wtedy zamówienie foto obraz. Mam nadzieję, że będę również tak zadowolona jak z wcześniejszych zakupów. 

Jeśli chodzi o dostawę - jeżeli macie Empik u siebie to za darmo odbieracie u nich i ponosicie jedynie koszt zamówienia. Druga opcja, z której korzystam częściej to kurier. Zazwyczaj jest to kurier UPS. Stała opłata 12 zł. Jeżeli jednak zamówienie jest powyżej kwoty 150 zł dostawa darmowa. Czas realizacji zamówienia to tydzień. Ja zazwyczaj po 5 dniach mam towar u siebie. 

Wszystko edytujecie na ich stronie w bardzo prosty sposób, zresztą widzieliście to wyżej. Strona niestety lubi się zacinać co jest ich największym minusem.

Często mają bardzo fajne promocje, gdzie foto książkę można zamówić za 29,99zl czy odbitki za 15gr. Myślę, że warto wiedzieć o tego typu opcjach. Fajna sprawa na prezent, czy dla nas samych na pamiątkę.

Chcecie więcej tego typu stron z których korzystam? 

lutego 05, 2018 2 komentarze
Newer Posts
Older Posts


Jesteśmy tu dwie, na pozór skrajnie różne. W pewnym momencie postanowiłyśmy połączyć te dwa odmienne spojrzenia na życie i stworzyć miejsce, w którym będziemy mogły podzielić się myślami z kobietami na różnym etapie ich życia. Jeśli jesteś ciekaw jak to się zaczęło, zapraszamy do zakładki O nas u góry bloga.


Follow Us

Etykiety

  • LIFESTYLE
  • DZIECKO
  • BEAUTY / FASHION
  • BOOKS / MOVIES
Tekst i zdjęcia, jeśli nie podpisano inaczej, są naszą własnością. Nie wyrażamy zgody na kopiowanie i udostępnianie.

recent posts

Blog Archive

  • ►  2019 (5)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ▼  2018 (64)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (7)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (5)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (6)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (7)
    • ▼  lutego (5)
      • Sakrament Chrztu Świętego - jak go zorganizować?
      • Poznawanie ludzi w sieci. Część druga – związki.
      • Czarna maska DIY
      • Nowe oblicze Greya
      • Empikfoto - gdzie najlepiej wywołać zdjęcia?
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2017 (1)
    • ►  lutego (1)
FOLLOW US @INSTAGRAM

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates