Czy wybór szkoły (nie tylko) średniej ma znaczenie?

by - kwietnia 10, 2019


Cześć!

Daleko mi do polityki, choć z racji zawodu niektórym wydaje się to absurdalne, ale przychodzę dzisiaj z tematem bardzo "na czasie", mianowicie: edukacja. Jakiś czas temu pisałam o tym, że wbrew pozorom wcale nie musicie mieć pomysłu na siebie. W dalszym ciągu utrzymuję to, co powiedziałam wtedy w temacie, choć czasu minęło dość sporo, ale coraz częściej widzę na różnych grupach czy nawet instagramie (zapraszam na @zimnekawy) pytania: jaką szkołę średnią wybrać. I pojawiło mi się z głowie pytanie czy to naprawdę ma aż takie znaczenie. 

Pamiętam czas, w którym sama stanęłam przed tą decyzją. W pierwszym momencie wybór wydawał mi się prosty: moja gimnazjalna klasa szła do ekonomika 25 km od mojego miasta, ale żeby utrzymać kontakt z tymi ludźmi, też chciałam. Przynajmniej do czasu, kiedy nie pojechałam tam pierwsze dwa razy, jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, i nie uświadomiłam sobie, że spędzanie poranka w zatłoczonym autobusie nie jest szczytem moich marzeń. Ostatecznie ani nie poszłam do tej szkoły, ani nie utrzymałam kontaktu z nikim, z kim planowałam go zachować. Z perspektywy czasu skłamałabym mówiąc, że tego żałuję, ale to kwestia podejścia i uświadomienia sobie, że nie warto walczyć o znajomości i ludzi na siłę. Rozeszliśmy się w różnych kierunkach i: jest to naturalna kolejne rzeczy, po pierwsze, a po drugie, ten czas i tak by kiedyś przyszedł, co ściśle związane z punktem pierwszym. Ostatecznie jako szkołę średnią wybrałam klasę socjalną w liceum w swoim mieście, bo poszły tam dwie dziewczyny, które też znałam z wcześniejszej szkoły... i uciekłam niemal z krzykiem w listopadzie, z czego już w październiku na lekcjach bywałam nieczęsto. Wybór padł na profil administracyjno-ekonomiczny, czyli poniekąd powrót do pierwotnego profilu technikum. Na pierwsze studia poszłam na ekonomię, ostatecznie teraz studiuję administrację. Ale czy to miało na to wpływ? 


Przybliżam swoją ścieżkę dlatego, że potwierdza wcześniej wspomniany post o tym, że nie trzeba mieć na siebie pomysłu. W nim też mówiłam o wielu latach spędzonych na marzeniach o psychologii, która też przecież nie doszły do skutku (choć tego akurat nigdy nie przesądziłam). 

Wracając do meritum, czy wybór szkoły średniej jest aż tak ważny i czy ma to wpływ na dalsze życie nastolatków? Oczywiście, że nie! Jestem w pełni świadoma tego, że od czasu mojej matury upłynęło wiele wody, zmienił się system edukacji i te wybory mają większe znaczenie niżeli miały za moich czasów, jakkolwiek archaicznie to brzmi. Niemniej jednak dalej trzymam się przekonania, że liceum nic człowiekowi nie daje, szkoła zawodowa przygotowuje do zawodu, w którym nieustannie dalej trzeba będzie się kształcić, a technikum otwiera drzwi zarówno do zawodu jak studiów, przy czym żadne z tych wykształceń nie ma dziś takiej siły przebicia jak miało za czasów naszych rodziców.

Abstrahując od przekonania wielu młodych ludzi, że Bill Gates nie skończył studiów a zarabia miliardy ustalmy, że porzucenie edukacji mało komu otwiera ścieżkę zawodową. Ja na studia poszłam po maturze i jedną z wielu rzeczy, których dowiedziałam się na wstępie, od wykładowcy historii czegośtam, to że studia dają jedynie papier, a XXI wiek to produkcja nic nie znaczących magistrów. Bingo! Dawno temu na studia szli ludzie, którzy nie tylko przeciętnie się uczyli, ale było to trochę dla wybranych. Dziś idą na nie wszyscy, a jedynie na lepszych uczelniach pierwszy rok jest odsiewnią tych, którzy nie są w stanie podołać. Co wcale nie znaczy, że do magicznego mgr przed nazwiskiem dochodzą tylko wybitne jednostki, bo to nieprawda. Widzę ludzi, z którymi dziś studiuję i tych, z którymi studiowałam wcześniej. O ile wtedy więcej było młodych, zaraz po maturze, dziś takich nie ma. Większość przyszła dlatego, że papierka o wykształceniu wyższym potrzebują do rozwijania ścieżki zawodowej w pracy, którą już mają. Poza tym, statystycznie człowiek dwa razy w ciągu życia się przekwalifikowuje. Ostatecznie możemy skończyć pedagogikę a pracować w branży nijako z nią nie związanej, poza nawiązywaniem kontaktów interpersonalnych. 


Wracając do szkoły średniej, bo właściwie o niej chciałam. Pojawia się milion pytań jaką wybrać w kontekście dobrej zdawalności matur i przygotowania do dalszej edukacji. W cudzysłowie "dobre" szkoły pomagają nastolatkom nie tyle zdać maturę, co przygotować się do wymagań stawianych im wyżej. Najlepsze liceum w województwie nie sprawi, że ktoś dobrze je skończy nie zaglądając do książek. A jeśli sprawi, to chapeau bas, bo ja byłam jednak głupią jednostką i uczyć się musiałam. W każdym razie teraz to widzę, bo to nie znaczy, że się uczyłam. Ale to każdy widzi po latach. 

Czy liceum naprawdę jest najlepsze? Myślę, że nie. I myślałam tak wybierając je - powiedzmy - świadomie, lata temu. Moim zdaniem liceum jest dobre dla ludzi, którzy mają sprecyzowane oczekiwania względem dalszej edukacji i są pewni tego, że pójdą na studia. Choć przez cztery lata zmienić się może wszystko. 

Czy szkoły zawodowe zasługują na miano "najgorszych"? Zdecydowanie nie! Dobrze wyuczony zawód nikomu nigdy nie zginie. 

Czy dobra szkoła średnia ma znaczenie dla ludzi, którzy chcą zacząć pracę zaraz po jej ukończeniu? Absolutnie żadnego. Pracuję w branży, do której teoretycznie potrzebne jest wykształcenie i w której "ciężko się zaczepić na stałe" (w ścisłym domyśle: bez znajomości). Ja tam trafiłam przypadkiem, jedynie z maturą, a na studia wróciłam mając już rok tej pracy za sobą. A prawdę mówiąc, widząc w tej i poprzedniej pracy zarówno cv jak i rozmowy kwalifikacyjne osób, które "się przewijają", nic co wpisane w dokumentach nie świadczy o człowieku. I o ile w branżach inżynieryjnych uczelnia z całą pewnością się liczy, tak w żadnej innej - raczej nie. Trzeba po prostu mieć wiedzę. A ustalmy, że jak ktoś chce się uczyć, to jest w stanie nawet nauczyć się sam... I to się tyczy każdego poziomu edukacji. 

Nie zrozumcie mnie źle, bo ja nikogo nie namawiam, by przestał się uczyć. Z perspektywy czasu jest mi nawet nieco wstyd, kiedy myślę o tym, jak sama "olałam" naukę, kiedy naprawdę był na nią czas. Pewnie gdyby bardziej mi się chciało poszłabym na inne studia, dziś miała je dawno skończone... Ale prawda jest taka, że ani nie lubię gdybać, ani nie chcę się nad tym zastanawiać. Lubię to miejsce, w którym jestem teraz, choć żadna szkoła i żadne wcześniejsze przekonanie mnie do niego nie popchnęło, bo to był czysty przypadek. Czasem tak bywa. A czasem, kiedy naprawdę mocno się czegoś chce, to ludzie staną na rzęsach, by to osiągnąć. I nic nie mam do dodania.

Może jeszcze poza jednym: dostaję pytania od osób mających dzieci w wieku szkoły średniej czy młodszych, co mają zrobić, kiedy te nie chcą się uczyć. Mnie rodzice dali wolną rękę do robienia co chciałam i nigdy się w to nie wtrącali, kiedy w efekcie wszystko było na plus. Mogę sobie myśleć, że gdyby moja mama siedziała mi nad głową i kazała się uczyć to miałabym lepsze świadectwo. Ale znam siebie na tyle, by wiedzieć, że mogłoby być zupełnie odwrotnie. Z resztą ja jestem na tyle dziwna, że mój mózg nie przyswaja informacji, które uważa za zbędne i choćbym siedziała nad materiałem dziesiątki godzin, zapominałam go po kolejnych sprawdzianach. I dziś mam w głowie pustkę większą niż ta, do której otwarcie się przyznaję. Część z Was czytających to jest w sytuacji tych rodziców. Z mojej perspektywy powiem Wam, że... warto jest dziecku zaufać. Dać swobodę, ale czuwać i nie zmuszać, ale pokazać mu możliwości. Po szkole poszłam do pracy, do fabryki, w której przewinęła się masa 18-latków na rok przed maturą. Akurat tego jestem pewna: gdybym zobaczyła jak to wygląda będąc w takim wieku, w ostatniej klasie przyłożyłabym się bardziej. Nie ujmując nikomu, kto wykonuje taki zawód! Sama spędziłam tam dużo czasu i na pewnym etapie tę pracę lubiłam. No cóż, aktualną po prostu lubię dużo bardziej, bo daje mi większą możliwość rozwoju. A tego chyba chcemy dla naszych dzieci. 

Dajcie koniecznie znać co o tym sądzicie!


źródło zdjęć: grafika google

You May Also Like

0 komentarze