Nie musisz mieć pomysłu na siebie.

by - marca 20, 2018


Dzień dobry!

Ponieważ jako tematykę posta sami wybraliście ostatnio pogadanki, proponuję zaopatrzyć się w kawę i... chwilę wolnego :)

Chcąc nie chcąc spędzam w sieci stosunkowo dużo czasu, natykając się na różne treści, od tych bardziej do najmniej ambitnych. Okres po-studniówkowy, kiedy przewinie się już fala opowieści, zaczyna dotyczyć nie tyle nawet zbliżającej się matury, co planów na przyszłość, w związku z czym niejednokrotnie trafiłam ostatnio na blogach na wpisy typu powinnam wiedzieć, co mam robić dalej w życiu. Skoro już mamy tę kawę, a mnie ten temat od zawsze dość mocno mierzi, pozwolę sobie przez chwilę pogadać do Was o tym dlaczego uważam, że wcale nie powinniśmy wiedzieć co robić w życiu. 

Przy okazji 5 faktów o mnie, którymi powiedziliłam się z Wami ostatnio na instagramie wspomniałam o tym, że odkąd tylko pamiętam chciałam być psychologiem. Nie pamiętam już czy wspomniałam, że przestałam być tego pewna (a wcześniej naprawdę byłam), kiedy wybierałam szkołę średnią i kiedy nagle - stając przed pierwszym poważnym wyborem, mającym na tę przyszłość rzutować - zadałam sobie pytanie, którego na ogół nie zadawali sobie wtedy ludzie w moim otoczeniu: biorąc pod uwagę ilość osób, które kończą teraz psychologię, prawdopodobnie pójdę na studia, po których nie będę miała pracy, co wtedy? Tak, miałam wtedy jeszcze gorsze podejście do wielu spraw niż mam teraz i w powodzenie wielu naprawdę wątpiłam. Ale faktem jest, że okres, w którym poszłabym na te studia był najbardziej rozchwytywanym. Ostatecznie zamiast profilu typowo humanistycznego czy socjalnego (chciałam mieć po liceum wiedzę trochę bogatszą niż ogólną, dlatego wybrałam profilowane) wylądowałam w klasie administracyjno-ekonomicznej i... chyba wtedy przepadłam.



W każdym razie myślę, że w dobrym tego słowa znaczeniu, bo przecież do dziś, choć od tamtej decyzji minęło dużo czasu, "siedzę" w tym, czego się wtedy nauczyłam. Abstrahując od tego, że nauczyłam się stosunkowo niewiele, ale potencjał w tej szkole (teoretycznie) był. I jako pierwszy kierunek studiów wybrałam jednak nie psychologię, ale ekonomię. Później administrację.

Gdzieś już po moim liceum, kiedy trochę wypadłam z obiegu, ktoś rzucił pomysł wedle którego młodzi ludzie, idąc do szkoły średniej, mieli deklarować przedmioty, które będą zdawać na maturze i na nich (głównie) przez najbliższe trzy lata się skupiać. Biorąc pod uwagę fakt, że większość ludzi, z którymi ja chodziłam do szkoły w ciągu tych trzech lat liceum diametralnie zmieniła swoje plany bez względu na to jak była ich pewna - pomysł chyba nietrafiony. Czy to ostatecznie weszło? Nie wiem - wypadłam z obiegu, dlatego pytam.

Mam taką koleżankę, jeszcze z czasów podstawówki, która przez wiele lat - odnośnie swojej przyszłości - była pewna jedynie tego, że cokolwiek będzie robić, nie chce tego robić w Polsce. Nie pamiętam o czym mówiła po kolei, zapamiętałam jakąś kryminologię, uczelnie wojskową i to, że rok czy dwa po maturze wyjechała do Waszyngtonu. Aktualnie od kilku lat mieszka w Kalifornii i wszystkim Wam życzę takiego spełnienia. Choć z planami, które kiedyś snuła, nie ma to kompletnie nic wspólnego.

9 marca minęły dwa lata, odkąd pracuję w miejscu, do którego trafiłam prze zupełny przypadek i chociaż kiedyś, dawno temu, mówiłam coś, że chcę pracować w biurze, z ładnym widokiem za oknem i mieć na tyle ciekawą pracę, żeby chodzić do niej z przyjemnością - chyba nie sądziłam, że to nabierze takiego kształtu. Nie mam za oknem widoku na panoramę miasta (który każdorazowo w zachwyca mnie przy okazji łódzkiego Urzędu Marszałkowskiego, chociaż Łódź jest brzydkim miastem), ale mam pracę, którą lubię. I tego też Wam życzę. 

W każdym razie zanim tu trafiłam robiłam wiele rzeczy, których szczerze nie lubiłam i wiele takich, które naprawdę sprawiały mi przyjemność. A to, że tutaj jestem, pracując w dziale, o którym dwa i pół roku temu nie miałam pojęcia, a do poduszki częściej niż obyczajówki czytam ustawy - to naprawdę przypadek. Myślę, że moja zawiła ścieżka edukacji i wiele miejsc pracy to najlepsze, co mogło mnie spotkać zanim znalazłam coś dla siebie. A to, że mam cv rozbudowane tak, że lepiej potencjalnym przyszłym pracodawcom nie pokazywać go w całości... co z tego?



To zdanie, o którym wspomniałam tam na początku, że ludzie pytają co wybrać, co robić, gdzie iść, czego szukać, dlaczego inni wiedzą w momencie, w którym oni nie mają pojęcia... Wiecie, mnie to przeraża. Ja nie wiedziałam. Wielu moich znajomych nie wiedziało. Kiedy kończyliśmy szkołę w kwietniu i kiedy zdawaliśmy maturę, kiedy spotykaliśmy się wtedy na kolejnych egzaminach na szkolnych korytarzach, za którymi wtedy już zaczynaliśmy tęsknić - mało kto z nas potrafił odpowiedzieć gdzie i co chciałby studiować. I trochę zazdrościliśmy tym, którzy zdają przedmioty typowo ukierunkowane. Ostatecznie na pierwszym roku ekonomii spotkałam sporą część znajomych, którzy poszli tam, żeby kontynuować to co już zdążyli zacząć, niekoniecznie czując do tego powołanie. Stosunkowo niewielu z nas dziś pracuje w zawodzie. 

Próg dorosłości to najbardziej niepewny grunt, na którym ludzie w życiu się znajdują. Nie ma chyba dobrej odpowiedzi na pytanie co robić w przyszłości. Podobno co siedem lat zmienia się charakter człowieka. Idąc tym tokiem myślenia - poczynione w liceum plany i postanowienia mogą nie mieć nic wspólnego z tym, co ludzie czują i myślą kończąc pierwszy stopień studiów. Druga rzecz - statystycznie w ciągu życia przekwalifikowujemy się co najmniej dwa razy. Abstrahując od zawodów wykonywanych z tzw. braku laku, byle mieć z czego żyć. A po trzecie - wybór drogi dla siebie najczęściej jest bilansem strat i zysków tworzonym jako podsumowania kolejnych doświadczeń.

O ile do pewnego momentu wydawało mi się, że wiem co robić, gdzie iść i na czym chciałabym się skupić, o tyle najbardziej w podjęciu decyzji przeszkadzały mi chyba pytania otoczenia: co dalej. Nie wspominając już o pewnej chęci oceniania moich wyborów przez kogoś, kto nigdy nie próbował trzymać się własnych. Pamiętam też, że kiedy spotkałam na studiach nowych ludzi, w różnym wieku, mało kto wiedział do czego prowadzi kierunek, który wybrał. Dzisiaj wydaje mi się, że ja też nie do końca wiedziałam. I pamiętam, że brakowało mi rozmowy z kimś, kto mógłby naprawdę coś wnieść do tego, o czym myślałam. Być może z osobami, które wykonywały zawody, nad którymi się zastanawiałam. Chociaż kończąc liceum byłam na kilku prelekcjach dotyczących pewnych kierunków i sposobów na życie.

Odnoszę też wrażenie, że najczęściej zadawane przez dorosłych pytanie nastolatkom nie zmusza ich wcale nie refleksji nad wyborami, ale wprawia w zakłopotanie i skłania do buntu. Dzisiaj jestem trochę mądrzejsza i łatwiej jest mi powiedzieć, żeby na te wszystkie pytania nie bać się odpowiedzieć nie wiem, to nie wasza sprawa. Ale pamiętam, że to nie jest takie łatwe. Wiem też - co już powyżej wspomniałam - że to życie weryfikuje najwięcej wyobrażeń, nie rozmowy. Jakkolwiek by się ktoś nie przykładał do tego, by pomóc nam podjąć te decyzje - one muszą być nasze.


Kończy mi się kawa, więc i post będę kończyć. Przyszłam z nim tutaj dlatego, że statystyki pokazują nam, że wśród naszych czytelników jest wielu młodych ludzi, którzy stoją, stają lub dalej tkwią w etapie, na którym czują, że powinni podjąć decyzję. Coś Wam powiem. Powinniście próbować, zawodzić się, błądzić i weryfikować jak najwięcej z tych pomysłów, które kiedykolwiek przyszły Wam do głowy. Ten okres nastoletni czy ten zaraz po nim jest jedynym, w którym możecie sobie na to pozwolić z tak dużą swobodą. I jakkolwiek słodko i do porzygu to nie zabrzmi - jedyne co powinniście, to być szczęśliwi. A jeśli to nie idzie w parze z wyobrażeniem rodziców o córce/synu lekarzu, prawniku czy innym specjaliście ds. beznadziejnych - może to oni minęli się z powołaniem? A Ty, może zamiast od razu iść na studia, daj sobie po prostu czas?

Jak to było z Wami? Może jesteście teraz na tym etapie i zastanawiacie się co dalej? 





 źródło grafik: google.

You May Also Like

0 komentarze