Pielęgnacja stóp po zimie - maska złuszczająca L'biotica
Hej hej!
Postanowiłam poświęcić dzisiaj chwilę na rozmowę o
pielęgnacji. Jakiś czas temu pisałam o twarzy, myślę nad postem dotyczącym
paznokci, a dziś przychodzę z tym elementem naszego ciała, który jest trochę
tematem tabu, czymś, o czym nie mówimy za często i o czym nie myślimy na co
dzień. Przynajmniej w większości. A o czym mowa? O stopach.
Jako że ja sama osobiście naprawdę ich nie lubię, oszczędzę
Wam zdjęć przed/po, a opowiem o pielęgnacji na co dzień i pewnym produkcie,
który zresztą polecił mnie nie kto inny, a Kasia, bodajże dwa lata temu, a do
którego postanowiłam wrócić na początku kwietnia – wiosna i te sprawy ;)
A mowa tutaj o złuszczającej masce peelingującej firmy
L’biotica. Stosowałam po drodze dwie inne, ale jako że nieszczególnie byłam
zadowolona z efektów – wracam do tej i to o niej będę dziś opowiadać.
Zgodnie z opisem na opakowaniu:
Profesjonalny zabieg do samodzielnego wykonania w domu.
Maska na bazie aktywnych kwasów roślinnych skutecznie usuwa martwy naskórek, odciski oraz wszelkie zgrubienia i zrogowacenia skóry stóp.
Oprócz działania złuszczającego maseczka pielęgnuje i regeneruje skórę stóp, dzięki zawartości mocznika, ekstraktu z owoców papai oraz cytryny. Wyciąg z rumianku delikatnie koi świeżo złuszczoną i odnowioną skórę. Po kuracji złuszczającej stopy są idealnie gładkie, miękkie i delikatne.
Myślę, że najprostszą formą recenzji produktów kosmetycznych
(zwłaszcza tych pielęgnacyjnych) jest konfrontacja obietnic producenta z
faktycznie osiągniętym po zastosowaniu efektem. Więc – po kolei.
Maskę można dostać w drogeriach (na pewno Hebe, w Rossmannie
niestety jej nie znalazłam) i aptekach w cenie regularnej około 20 zł, a jako
że wielkimi krokami zbliża się lato – można znaleźć w promocji niemal 50%. W
opakowaniu znajdujemy szczelnie zamkniętą torebkę z gotowym do nałożenia na
stopy produktem. Rozcinamy torebkę, nacinamy skarpetki w wyznaczonym do tego
miejscu, nakładamy na stopy i – co zaleca producent, a ja zdecydowanie potwierdzam
– na wierzch nakładamy bawełniane skarpetki. Polecam zawczasu zaopatrzyć się w
kawę, książkę czy dwa odcinki serialu i pusty pęcherz, bo chodzenie z tym na
stopach jest naprawdę niekomfortowe. :)
Generalnie uczucie po nałożeniu jest dość nieprzyjemne –
mokre, szeleszczące i… szczypiące. Ale czego się nie robi, by być piękną. Skoro
znosimy depilację brazylijską to i skarpetki złuszczające nie powinny być
straszne. Po półtorej godziny niemal bezczynnego siedzenia zdejmujemy skarpetki
(polecam robić to nad wanną/prysznicem), zmywamy pozostałości produktu i
cieszymy się „wymoczoną” skórą. Pierwsze efekty złuszczania widać po około 4-5
dniach.
Skóra oczywiście będzie się złuszczać w zależności od ilości
martwego naskórka, może to potrwać dwa dni, a może tydzień. Pamiętam, że przy
pierwszym użyciu obawiałam się, że ta „wymiana” niemal całej skóry sprawi, że
moje stopy będą bardziej wrażliwie i narażone na ewentualne otarcia, ale nic
takiego się nie stało. Są po prostu gładkie, nawilżone i delikatne niczym u
niemowlaka.
Ważna wskazówka!
Nie polecam wykonywać tego zabiegu na tydzień czy dwa przed
imprezą czy urlopem. Dajcie stopom 3-4 tygodnie, aby zeszło wszystko, co ma
zejść i byście później nie musieli się martwić. Jeśli wykonacie zabieg miesiąc
przed, a stan stóp będzie zadowalający po tygodniu – efekt z pewnością utrzyma
się do „godziny zero” :)
A no właśnie, ile się utrzymuje? Osobiście nie widzę sensu
wykonywania zabiegu częściej niż dwa razy do roku, a i ten drugi po sezonie
letnim można sobie odpuścić i stosować po prostu „mechaniczne” złuszczanie w
postaci peelingów czy tarek, a także nawilżenie w postaci choćby masek tej
samej firmy. Lub najzwyklejszego kremu z dużą zawartością mocznika. Sama go
jednak nie stosuję, dlatego nie jestem w stanie polecić Wam niczego wartego
uwagi. Z doświadczenia wiem jednak, że i Garnier do rąk będzie fajny na co
dzień :)
Stosujecie tę maskę? A może jesteście ciekawi jej działania?
0 komentarze