Kobiety mafii

by - marca 01, 2018



Obiecałabym Wam, że przez pewien czas nie pójdę do kina, ale... idę na dzień kobiet. Następny post może nie będzie dotyczył filmów, ale z drugiej strony - jeśli warto, to dlaczego o tym nie mówić ;) 

W każdym razie przychodzę dzisiaj z kolejną w tym miesiącu recenzją kinowej nowości, tym razem polską - Kobiety mafii Patryka Vegi. 

Dzień przed seansem oglądałam Wojewódzkiego, u którego gościem był Tomasz Oświeciński - filmowy Milimetr - i nie wiem na ile są to żarty, a na ile prawda, ale padło tam zdanie, że Kobiety mafii to efekt trzech tygodni pracy na planie oraz że (tu komentarz prowadzącego), że scenariusze filmów Vegi są takie same - "kurwa" i zaczynają zdjęcia. Nie jestem wielką fanką rodzimych produkcji (ani książek), ale od pewnego czasu próbuję się przekonać i zgodnie z zasadą otwartego umysłu wybieram filmy i książki z polskiego podwórka. 


Abstrahując od samej w sobie postawy Kuby to nie da się zaprzeczyć, że filmy Vegi są dość charakterystyczne, zarówno pod względem tematyki jak i sposobów jej przedstawienia - wulgarnie, brutalnie i kontrowersyjnie. Niby nic nowego, ale przed tym seansem usłyszałam też, że to najlepsza produkcja Patryka i...

Moje pierwsze spotkanie z Vegą miało miejsce przy premierze Niebezpiecznych kobiet, które zapamiętałam głównie z wyrazistych postaci i Ostaszewskiej, którą zobaczyłam wtedy w zupełnie innym świetle i którą dzięki tej roli polubiłam. Być może przez to właśnie w każdej kolejnej produkcji doszukuję się "tego czegoś", co chyba coraz trudniej mi znaleźć. Choć kiedy już to zdanie napisałam pomyślałam sobie, że może powinnam ująć to inaczej - o ile wtedy wydawało mi się, że to właśnie Ostaszewska jest mocna, wyrazista i chociaż przerysowana to godna zapamiętania, tak teraz chyba każda z postaci jest przedstawiana w ten sposób, choć jej znakiem rozpoznawczym stają się inne cechy. 

Nie opisuję Wam tu fabuły, bo nie o to chodzi.

Chyba przy recenzji Botoksu wspomniałam, że o ile naprawdę nie mam nic do tych aktorów - powoli zaczyna mnie drażnić, że etap Karolak - Szyc - Adamczyk - Dereszowska zastępują dwie kolejne grupy, spośród których zaczynam gubić wątki postaci, kiedy wychodzę z kina i nie jestem pewna, czy scena z udziałem tej-dwójki była w tym czy poprzednim filmie. U Vegi jest jeszcze ten problem, że niezależnie od tego czy głównymi bohaterami są przedstawiciele policji czy mafii, zachowania - czy też raczej sposób bycia - mają dość podobne.


Poprzednie "dziecko" reżysera możemy dziś oglądać jako serial jak Show Maxie i tuż przed premierą chodziły słuchy, że Kobiety także zostały nakręcone w sposób umożliwiający podzielenie ich na odcinki. Może coś w tym jest, bo film jest niewiarygodnie długi i mając już tę informację gdzieś z tyłu głowy można się w nim doszukać pewnych "podzielników" - początków i końców. 

Podsumowując ten wywód posłużę się fragmentem oficjalnej recenzji Filmwebu

"Kobiety mafii" to soczysta sensacyjna pulpa, ruchomy komiks wypełniony po brzegi przerysowaną przemocą, brudnym seksem i niegrzecznym, nierzadko groteskowym humorem. Jest to również film z poprawnie skonstruowaną fabułą, co na tle ostatnich dokonań Vegi wydaje się wartym odnotowania osiągnięciem. (...) Vega nadal kręci kino atrakcji, którego podstawowym imperatywem jest dostarczanie publice w kolejnych scenach coraz to nowych uciech. 

Niemniej jednak Vega ma taki styl i znamy go już na tyle, żeby idąc do kina oczekiwać właśnie podobnych, powiedzmy, uciech. Jakkolwiek głupio nie zabrzmi to w kontekście fabuły i przedstawionych w tym filmie (przerysowanych, ale jednak) sytuacji w dwóch czy trzech momentach westchnęłam i powiedziałam, że tacy to mają życie. Dodatkowo utwierdziłam się w przekonaniu, że naprawdę lubię kino, które wybraliśmy, bo takiej atmosfery i takiego kontaktu wśród widzów na sali chyba nie da się powtórzyć. 

Generalnie naprawdę polecam, choć w pewnym momencie swoich wypocin sama zwątpiłam, czy do tego ta recenzja prowadzi.


 Wszystkie użyte w poście zdjęcia pochodzą z grafiki google.

You May Also Like

0 komentarze