facebook google instagram
Obsługiwane przez usługę Blogger.
  • Home
  • baby
  • BOOKS / MOVIES
  • Beauty / Fashion
  • Life Style
  • About
  • Contact
  • COOPERATION

Zimne kawy. Tworzone z myślą o kobietach.



Ultraplex – innowacyjna odbudowa mostków dwusiarczkowych włosów 
w domowym wydaniu

Moja przygoda z zabiegami –plex zaczęła się dość dawno temu, kiedy widząc efekty Olaplexu na włosach koleżanki zapisałam się do polecanego przez nią fryzjera, zapłaciłam sto pięćdziesiąt złotych za spędzenie kilku godzin na fryzjerskim fotelu i wyszłam z włosami nadającymi się jedynie do umycia. Były sypkie i gładkie, ale bardzo ciężkie od ilości ciążących na nich kosmetyków i przy kolejnej wizycie u fryzjera (innego już) dowiedziałam się, że zabieg prawdopodobnie został wykonany źle, a poza tym Olaplex jest bardziej sławny niż dobry. Wtedy byłam pewna, że nie chcę tego powtarzać. 

Bodajże dwa lata temu zainteresowałam się zestawem do domowego użytku rodzimej marki Joanna, dostępnym w drogeriach za cenę dziesięciokrotnie niższą od wyżej wspomnianego Olaplexu. Podobnie jak w pierwszym przypadku w zestawie są trzy produkty przeznaczone do stopniowej regeneracji naszych włosów.

Dla zobrazowania, moje włosy:
- były farbowane przez 11 lat na czarno lub ciemny brąz,
- chcąc zejść z koloru używałam jaśniejszych farb, które wyglądały nieestetycznie, więc wracałam do punktu wyjścia,
- po nieudanej próbie rozjaśniania na własną rękę przeszły zabieg dekoloryzacji w marcu 2015 roku,
- ostatnie farbowanie (pierwsze od czasu dekoloryzacji) miało miejsce w listopadzie 2015 na kolor zbliżony do naturalnego, chciałam „wyrównać” powstałe na nich prześwity. 

ZESTAW

Ultraplex nr 1 – Aktywator – po połączeniu z dowolnym produktem koloryzującym bądź rozjaśniającym odbudowuje mostki dwusiarczkowe wewnątrz włosa. Wynikając w ich włókna, intensywnie wzmacnia wiązania strukturalne oraz ogranicza łamanie się włosów.


Ultraplex nr 2 – Stabilizator – naniesiony na włosy utrzymuje i wzmacnia mostki dwusiarczkowe znajdujące się w ich strukturze. Dodatkowo zamyka łuski na powierzchni włosów, zapewniając im długotrwałą wytrzymałość, sprężystość i połysk.

Ultraplex nr 3 – Regenerator – to serum odżywcze, które pozwala na utrzymanie znacznie lepszej kondycji włosów. Chroni je przed uszkodzeniami mechanicznymi. Należy go użyć tuż przed pierwszym myciem, po zabiegu regeneracji włosów.

ZASTOSOWANIE

- zgodnie z zaleceniami producenta (przedstawione wyżej, zgodnie z ulotką dołączoną do opakowania) produkt ten przeznaczony jest do stosowania podczas zabiegów koloryzacji lub rozjaśniania

  1. Ultraplex nr 1 dodajemy do mieszanki koloryzującej i utleniacza w proporcji 2 g produktu na 12,5 g proszku rozjaśniającego.
  2. Ultraplex nr 2 nakładamy na włosy od nasady aż po końce na 10 minut, po czym dokładnie spłukujemy.
  3. Następnie myjemy włosy Ultraplexem nr 4 – szamponem
  4. Nakładamy odżywkę (Ultraplex nr 5) 2 cm od nasady, zostawiamy na 10 minut lub dłużej pod czepkiem i ręcznikiem
  5. Przed kolejnym myciem włosów na minimum 10 minut nakładamy znajdujący się w naszym zestawie „startowym” Ultraplex nr 3
- bez farbowania włosów
Nie będę powielać całego procesu, bo różni się to nieznacznie: w punkcie 1 – Aktywator (nr 1) mieszamy z 25 g wody i pozostawiamy na 20 minut, następnie nie spłukując go z włosów nakładamy Stabilizator (nr 2).
 
Kupiłam ten zestaw stosunkowo długo przed jego użyciem z myślą o lekkim przyciemnieniu koloru moich włosów. Ostatecznie ten pomysł stosunkowo szybko wyleciał mi z głowy kiedy popatrzyłam na to jak bardzo poprawiła się ich kondycja i – nie będę kłamać – po licznych komplementach jej dotyczących. Zastosowałam więc Ultraplex w opcji drugiej, z dodatkiem wody. 

 APLIKACJA + PIERWSZE WRAŻENIE

O ile pierwsze było dobre – dobra cena, schludne, dość profesjonalne opakowanie, tak drugie trochę mniej. Czytałam o tym zabiegu wcześniej, ale pierwsze opinie w sieci (na takie się natknęłam) mówiły o trzech, nie pięciu krokach. Mylące jest też to, że dopiero na zawartej w środku opakowania ulotce czytam, że muszę dokupić jeszcze dwa inne produkty, tak więc „zestaw” w rzeczywistości jest połową zestawu.

Po dodaniu Aktywatora do 25 g wody zastanawiałam się co mam z tym zrobić, bo… to dalej było tylko 25 g wody. Obawiałam się więc, że produktu jest zdecydowanie za mało, by mógł zadziałać na moje (gęste jednak) włosy. Zwinęłam na głowie turban, bo 25 minutach odwinęłam, by nałożyć krok 2 i poczułam, że włosy są wygładzone. Efekt jak po nałożeniu odżywki – jeszcze przed jej spłukaniem.

Być może to mój błąd, jednak nie zaopatrzyłam się w nr 4 i 5 (o tym niżej), do spłukania produktów użyłam więc szamponu Babydream o łagodnym składzie, bez SLS-ów i odżywki, której używam na co dzień. (w tamtym momencie: Timotei Drogocenne Olejki)

Włosy wyschły naturalnie, jak to bywa zazwyczaj. Były miękkie, lekkie i sprężyste.

Zgodnie z zaleceniami przed następnym myciem zastosowałam Ultraplex nr 3 – mający na celu utrzymanie efektów.


EFEKT PO KILKU TYGODNIACH
(KILKUNASTU MYCIACH)

O ile po pierwszych dwóch-trzech myciach ten efekt nawilżenia utrzymywał się na włosach, tak później zniknął. 

Warto tutaj wspomnieć, że żaden z dostępnych na rynku zabiegów -plex nie jest na tyle trwały, by można zastosować raz i cieszyć się efektami przez kilka miesięcy. Nawet ten profesjonalny zabieg Olaplexu zaleca się powtarzać co kilka tygodni. 

Zabieg Joanny, w mojej ocenie, nie różni się specjalnie od zastosowania dobrej maski nawilżającej. Włosy są ładne, lekkie, gładkie... A później cały proces należałoby powtórzyć. Być może przy dalszej pielęgnacji zalecanymi produktami z tej samej serii efekt utrzymałby się dłużej, ale ja znalazłam swoje kosmetyki i nie chcę ich już zmieniać, poza tym... w pierwszej kolejności chciałam dokupić krok 4 i 5, by zastosować szampon i odżywkę przy następnym myciu (przed dokończeniem zabiegu). Ale nie kupiłam i nie sądzę, bym naprawdę dużo straciła.

Wspomnę jeszcze, że mimo wszystko - całej różnicy w cenie i "profesjonalizmie" tych dwóch zabiegów - Olaplex dał na moim włosach identyczny efekt.

Tak więc, jeśli chcecie spróbować - myślę, że za tę cenę można. Chociaż szału nie ma.


Próbowałyście któregoś z tych zabiegów? Jak się u Was sprawdziły? 

kwietnia 30, 2018 No komentarze
Cześć, 
Dziś przychodzę do Was z kontynuacją wyprawki. (pierwsza część tu) Tym razem lista rzeczy potrzebnych dla noworodka. Inaczej pisząc zdradzę Wam listę rzeczy, które przydały mi się przy córkach przez ich pierwsze miesiące życia. 
Z doświadczenia oraz rad powiem Wam, że nie warto oraz nie do końca powinno się kupować wszystko nowe. A już w szczególności w ilościach hurtowych ubranek.  Większość z tych rzeczy nawet nie zdążycie ubrać. Ubranka 52-56 będą na tydzień, góra dwa. Warto kupować używane, bo są to rzeczy niezniszczone i często w idealnym stanie. Nie wariujcie też przy zakupach, bo ta lista będzie się ciągle powiększać i powiększać a koszta wcale nie będą maleć a rosnąć. Koszta te wahają się od 500 złotych do nawet kilku tysięcy. Wszystko zależy tu od Was oczywiście. Z doświadczenia wiem również, że nie wszystko jest nam tak niezbędne jak zapewniają nas producenci. 

Ubranka - Powinny być uszyte z miękkich, naturalnych materiałów, luźne i wygodne. Z kupnem ślicznych sukienek, bluzeczek i spodenek lepiej poczekać, w pierwszych miesiącach najbardziej praktyczne dla dziecka będą body i pajacyki.

  • Body - Na początek najlepsze są ubrania rozpinane z przodu na całej długości. Później, gdy dziecko trzyma już dobrze główkę wystarczy zapięcie na ramieniu lub szeroki dekolt. Najlepiej kupić trzy bez rękawów i trzy z długimi rękawami.
  • Pajacyki -Najwygodniejsze dla początkujących rodziców niemowlęce ubranka. Najlepiej, by były rozpinane z przodu na całej długości i w kroku. Warto kupić trzy cieńsze i trzy grubsze.
  • Kaftaniki - To po prostu bluzeczki. Najlepiej, by były zapinane z przodu na napy. Ważne też, by rękawy były szerokie pod pachami. Nie kupujcie więcej niż pięć sztuk.
  • Śpioszki- Dobrze, by miały rozpięcie w kroku. Wystarczy pięć sztuk.
  • Czapeczki - Potrzebne będą dwie. Jedna cienka, bawełniana, a druga cieplejsza. Dobrze, by była wiązana pod brodą na troczki, inaczej będzie się zsuwać. Miałam, ale nie używałam osobiście ich w ogóle przy dziewczynach.
  •  Rękawiczki - żeby nie drapało się malutkimi paznokietkami (na pierwsze godziny przed obciciecem paznokci).
  • Kombinezon - Potrzebny na spacery w chłodniejsze dni. Jeśli wasz maluch przyjdzie na świat latem, wstrzymajcie się z tym zakupem. Jesienią będziecie z pewnością potrzebowali innego rozmiaru. Dla maluszków urodzonych zimą przyda się na pewno 56 i 62 rozmiar.
  • Skarpetki - Ważne, by nie uciskały nóżek. Trzy pary w zupełności wystarczą

Pieluchy jednorazowe- Dla noworodka zwykle najlepsze są w rozmiarze newborn lub mini. W pierwszych miesiącach warto wypróbować produkty różnych firm. Nie wiadomo, które będą wam najbardziej odpowiadać.
Nie rezygnuj zupełnie z pieluch tetrowych. Przydają się do położenia na przewijaku, podłożenia pod główkę, przykrycia malucha w upalny dzień. Dzieci lubią z nimi również spać (przypominają im pempowinę). Przy obu córkach miałam zestaw 10 sztuk różnego rodzaju. 

Butelka - Jeśli zamierzasz karmić piersią, twojemu dziecku jest zupełnie zbędna. Podobnie jak smoczki, sterylizatory itp. Ja miałam kupione 2 butelki i smoczki, ale użyłam butelek dopiero w 4 miesiącu. Smoczków moje dzieci nie tolerują. (post o butelkach Twistshake tu) 


Chusta - Jest wygodniejsza niż nosidło, zarówno dla rodziców, jak i dla dziecka. Można nosić w niej malucha od urodzenia. Jest bardzo polecana w szczególności przy wcześniakach. 


Łóżeczko - Praktycznym rozwiązaniem jest możliwość zamontowania na jego nogach kółek i (lub) płóz. Jeśli wybierzecie nieco większy model, w którym można w ogóle zdemontować szczebelki, i pozostawić jedynie materac na stelażu, posłuży dziecku nawet do pięciu, sześciu lat. 


Materac - Nie powinien być zbyt miękki ani zbyt twardy. Najlepszy będzie z gąbki lub pianki, lateksu.
Tu link do postu o koszu Mojżesza, który bardzo Wam polecam. 

Kokon niemowlęcy - Dziecko może korzystać z niego podczas popołudniowej drzemki z rodzicami w łóżku, podczas której nie musimy się obawiać o przypadkowe zgniecenie, jeśli np tata ma mocny sen. Zastępuje coś w rodzaju przenośnego łóżeczka. Dzięki temu że dziecko ma ciasno nadal myśli, że jest w brzuszku. Świetnie sprawdza nam się przy drugiej córce. 

Szumiś / aplikacja Szumiś - szum ten wycisza Maluszki i ułatwia im zasypianie. Przypomina im to, co miesiącami słyszały w brzuchu Mamy. Bez szumu suszarki oraz szumisia Karina nie śpi. Polecam bardzo! Serce szumisia było z nami w szpitalu nawet. Na starszą córkę też czasem działa. 

Nożyczki do paznokci -Muszą być dość cienkie i mieć zaokrąglone końce.


Oliwka - Podobnie jak różne balsamy i mleczka do ciała, potrzebna jest tylko przy suchej skórze. Większości niemowląt jest więc zbędna.


Rożek - Noworodki lubią ciepło i czuć się skrępowanym przez pierwsze miesiące. U nas nie sprawdzały się. 
Wózek - Niezbędny dla niemowlęcia. Najlepiej, żeby był tradycyjny, głęboki z obszerną gondolą, dużymi kołami i dobrą amortyzacją. Wybór pozostaje do Was, gdyż jest ogromny. Sami będziecie wiedzieli czego szukacie. 

Fotelik samochodowy - Tylko w nim wasze dziecko będzie mogło podróżować bezpiecznie. Niemowlęta powinny jeździć w fotelikach przeznaczonych dla dzieci o wadze do 10, 13 lub 18 kg (tyłem do kierunku jazdy). Bardzo przydaje się też możliwość wpięcia w stelaż wózka. 

Kocyk - Powinien być miękki, lekki i niezbyt duży. Raczej z polaru lub anilany niż wełniany (wełna często wywołuje alergię). Przydadzą się dwa na zmianę: jeden cieńszy, jeden grubszy. Polecam te z minki. Ja jestem zakochana w tym materiale. Jest bezpieczny dla dzieci oraz daje bardzo dużo ciepła. 

Leżaczek - Fantastyczne urządzenie, dzięki któremu niemowlę może bezpiecznie siedzieć, obserwując rodziców krzątających się po domu. Bezpiecznie można w nim jednak posadzić dopiero mi
esięczne dziecko, nie ma więc pośpiechu z zakupem.

Pościel - Wystarczą dwie zmiany. Maluch potrzebuje lekkiej kołdry z poszwą i prześcieradła. Jeśli kupicie takie z gumką, nie będzie się zsuwać z materaca ani marszczyć. 


Maść przeciw odparzeniom - Jeden z nielicznych niezbędnych kosmetyków. Nawet w najlepszej pieluszce skóra okolic intymnych jest narażona na podrażnienie. 


Nawilżane chusteczki - Przydadzą się, gdy będziecie musieli przewinąć dziecko poza domem. Na co dzień najlepiej myć pupę po prostu ciepłą wodą. Myłam wodą na początku potem już tylko chusteczki, nigdy problemów nie mieliśmy. 


Zabawki - Jedyna zabawka, którą naprawdę warto kupić w pierwszym miesiącu to karuzela nad łóżeczko. Nawet noworodek przygląda się mu z zainteresowaniem i z upodobaniem słucha spokojnej melodii płynącej z pozytywką. Nie działa na każde dziecko niestety. 

Wanienka - Najbardziej praktyczna będzie na stelażu (kąpiąc malucha nie będziecie nadwerężać kręgosłupa). Dobrze też, by miała odpływ. Mieliśmy zwykłą posłużyła przez kilka miesięcy. 


Ręcznik - Ten do kąpieli powinien być duży i miękki, przyda się też kapturek, ale wcale nie jest konieczny. Przyda wam się też mały, np. do wytarcia umytej pupy. 


Proszek do prania - Najlepiej, by był hipoalergiczny, przeznaczony specjalnie do niemowlęcych ciuszków. Malutkie dzieci mają bowiem bardzo wrażliwą skórę.

źródło zdjęć: google
kwietnia 25, 2018 No komentarze

Hej hej!

Postanowiłam poświęcić dzisiaj chwilę na rozmowę o pielęgnacji. Jakiś czas temu pisałam o twarzy, myślę nad postem dotyczącym paznokci, a dziś przychodzę z tym elementem naszego ciała, który jest trochę tematem tabu, czymś, o czym nie mówimy za często i o czym nie myślimy na co dzień. Przynajmniej w większości. A o czym mowa? O stopach. 

Jako że ja sama osobiście naprawdę ich nie lubię, oszczędzę Wam zdjęć przed/po, a opowiem o pielęgnacji na co dzień i pewnym produkcie, który zresztą polecił mnie nie kto inny, a Kasia, bodajże dwa lata temu, a do którego postanowiłam wrócić na początku kwietnia – wiosna i te sprawy ;)
 
A mowa tutaj o złuszczającej masce peelingującej firmy L’biotica. Stosowałam po drodze dwie inne, ale jako że nieszczególnie byłam zadowolona z efektów – wracam do tej i to o niej będę dziś opowiadać.

Zgodnie z opisem na opakowaniu:

Profesjonalny zabieg do samodzielnego wykonania w domu. 


Maska na bazie aktywnych kwasów roślinnych skutecznie usuwa martwy naskórek, odciski oraz wszelkie zgrubienia i zrogowacenia skóry stóp. 

Oprócz działania złuszczającego maseczka pielęgnuje i regeneruje skórę stóp, dzięki zawartości mocznika, ekstraktu z owoców papai oraz cytryny. Wyciąg z rumianku delikatnie koi świeżo złuszczoną i odnowioną skórę. Po kuracji złuszczającej stopy są idealnie gładkie, miękkie i delikatne. 

Myślę, że najprostszą formą recenzji produktów kosmetycznych (zwłaszcza tych pielęgnacyjnych) jest konfrontacja obietnic producenta z faktycznie osiągniętym po zastosowaniu efektem. Więc – po kolei. 

Maskę można dostać w drogeriach (na pewno Hebe, w Rossmannie niestety jej nie znalazłam) i aptekach w cenie regularnej około 20 zł, a jako że wielkimi krokami zbliża się lato – można znaleźć w promocji niemal 50%. W opakowaniu znajdujemy szczelnie zamkniętą torebkę z gotowym do nałożenia na stopy produktem. Rozcinamy torebkę, nacinamy skarpetki w wyznaczonym do tego miejscu, nakładamy na stopy i – co zaleca producent, a ja zdecydowanie potwierdzam – na wierzch nakładamy bawełniane skarpetki. Polecam zawczasu zaopatrzyć się w kawę, książkę czy dwa odcinki serialu i pusty pęcherz, bo chodzenie z tym na stopach jest naprawdę niekomfortowe. :)


Generalnie uczucie po nałożeniu jest dość nieprzyjemne – mokre, szeleszczące i… szczypiące. Ale czego się nie robi, by być piękną. Skoro znosimy depilację brazylijską to i skarpetki złuszczające nie powinny być straszne. Po półtorej godziny niemal bezczynnego siedzenia zdejmujemy skarpetki (polecam robić to nad wanną/prysznicem), zmywamy pozostałości produktu i cieszymy się „wymoczoną” skórą. Pierwsze efekty złuszczania widać po około 4-5 dniach. 

Skóra oczywiście będzie się złuszczać w zależności od ilości martwego naskórka, może to potrwać dwa dni, a może tydzień. Pamiętam, że przy pierwszym użyciu obawiałam się, że ta „wymiana” niemal całej skóry sprawi, że moje stopy będą bardziej wrażliwie i narażone na ewentualne otarcia, ale nic takiego się nie stało. Są po prostu gładkie, nawilżone i delikatne niczym u niemowlaka. 

Ważna wskazówka!

Nie polecam wykonywać tego zabiegu na tydzień czy dwa przed imprezą czy urlopem. Dajcie stopom 3-4 tygodnie, aby zeszło wszystko, co ma zejść i byście później nie musieli się martwić. Jeśli wykonacie zabieg miesiąc przed, a stan stóp będzie zadowalający po tygodniu – efekt z pewnością utrzyma się do „godziny zero” :)
 
A no właśnie, ile się utrzymuje? Osobiście nie widzę sensu wykonywania zabiegu częściej niż dwa razy do roku, a i ten drugi po sezonie letnim można sobie odpuścić i stosować po prostu „mechaniczne” złuszczanie w postaci peelingów czy tarek, a także nawilżenie w postaci choćby masek tej samej firmy. Lub najzwyklejszego kremu z dużą zawartością mocznika. Sama go jednak nie stosuję, dlatego nie jestem w stanie polecić Wam niczego wartego uwagi. Z doświadczenia wiem jednak, że i Garnier do rąk będzie fajny na co dzień :)

Stosujecie tę maskę? A może jesteście ciekawi jej działania? 


kwietnia 20, 2018 No komentarze

Cześć!
Żadna z nas nie jest kosmetyczka, ale jesteśmy kobietami. A jak to one – lubimy się malować. Choć chcemy czy nie w świat kosmetyków musimy się wdrożyć w większym czy mniejszym stopniu. Tak też, korzystamy z uśmiechem na ustach ze wszystkich promocji w drogeriach. To idealny moment na eksperymenty, czy chociażby testowanie nowych kosmetyków za grosze. Chociażby korektor, który okaże się beznadziejny nie będzie szkoda tak wyrzucić, gdy będzie kosztował 10 zł. (a tak na marginesie. Zamiast go wyrzucać idealenie sprawdzi się jako baza pod cienie.) Jak pewnie już wiecie trwa wielka przecena w Rossmannie. Całe – 55% taniej! Promocja trwa do 18.04.2018, dlatego zdążycie z niej skorzystać jeszcze. 😊
Postanowiłam stworzyć dla Was listę produktów, które warto kupić. Pamiętajcie jednak, że wszystko musicie dostosować pod swoją cerę. W szczególności podkłady oraz korektory. Daria robiła post o świadomej pielęgnacji cery – zajrzyjcie też do niego. Link

PODKLADY:

  • Revlon Colorstay Combination 
  • Maybelline SuperStay  
  • L’Oréal Paris, True Match 
  • Bourjois Healthy Mix Vitamin Foundation  
  • Maybelline Affinitone 
  • Ingrid Cosmetics Ideal Face 
PUDRY TRANSFARENTNE:
  • Lovely Rice Powder7 
  • Wibo Rice Powder 
  • Miss Sporty So Matte Instant Matte Finish 

KOREKTORY:

  • Wibo Deluxe Brightener  
  • Maybelline Instant Anti Age 
  • Catrice Camouflage 
  • Rimmel Match Perfection 
  • L’Oréal Paris True Match 
  • Ingrid Cosmetics Ideal Skin 

ROSWIETLACZE:

  • Maybelline Master Chrome  
  • Lovely Gold Highlighter  
  • Lovely Silver Highlighter  
  • L’Oréal Paris La Vie en Glow, (paletka rozświetlaczy)  
  • Maybelline Master Strobing Stick 

RÓŻE:

  • Bourjois kolor: Rose d’Or 
  • Wibo Ecstasy Blusher  

BRĄZERY:

  • Miss Sporty Tan Up Your World  

PALETKI:

  • Eveline Burn All in One 
  • Lovely Choco Bons 
  • Wibo Neutral 
  • Wibo Modern 

CIENIE W KREMIE:

  • Maybelline Color Tattoo  

MASKARY:

  • Eveline Volumix Fiberlast 
  • Wibo Boom Boom Mascara  

EYELINERY:

  • Eveline Celebrities Eyeliner

SZTUCZNE RZESY:

  • Kiss Blooming Lash 

POMADY DO BRWI:

  • Wibo Eyebrow Pomade

KREDKI DO BRWI:

  • Wibo Eyebrow Pencil Shape & Define
  • Maybelline total temptation

POMADKI:

  • Maybelline Color Sensational Matte
  • Maybelline Color Sensational Bold
  • Rimmel Stay Matte
  • Eveline Oh! My Lips
  • Lovely K’Lips, Matte Liquid Lipstick & Lip Liner

KREDKI DO UST:

  • Maybelline Color Sensational Shaping Lip Liner
  • Eveline Oh! My Lips
  • Lovely K’Lips, Matte Liquid Lipstick & Lip Liner

Natomiast ja na co dzień używam podkładu Bourjois Healthy Mix Vitamin Foundation na zmianę z lekkim Ingrid Cosmetics Ideal Face. Korektor, który ukrywa moje nieprzespane noce to Ingrid Cosmetics Ideal Skin. Gdy pojawiają się goście na mojej twarzy wracam do niezastąpionego Catrice Camouflage. Pudruje wszystko Miss Sporty So Matte, Instant Matte Finisz. Ocieplam twarz nie kończącym się bronzerem od Miss Sporty Tan Up Your World. To chyba jeden z nielicznych bronzerów wartych uwagi w drogeriach. Mój rozświetlacz na co dzień to Lovely Gold Highlighter. Rzęsy tuszuje kruczo czarną Wibo Boom Boom maskarą. Brwi delikatnie podkreślam Wibo Eyebrow Pencil Shape & Define. Chyba, że gdzieś wychodzę i decyduje się na mocniejszy makijaż, wtedy używam pomade Wibo Eyebrow Pomade. Rzadko maluję oczy, ale jak już się decyduje to używam wszystkich możliwych paletek jakie posiadam. Ale moja nowa miłość jest z Wibo - Modern. Na ustach rzadko kiedy coś trafia, ale lubię podróbkę zestawu Kylie od Lovely Lovely, K’Lips,al Matte Liquid Lipstick & Lip Liner. Tak wygląda mój makijaż, chociaż posiadam dużo więcej kosmetyków, ale to są moje sprawdzone ulubienice.

kwietnia 15, 2018 1 komentarze



Nie jestem do końca pewna, czy już Wam o tym wspomniałam, ale byłam kiedyś opiekunką do dziecka. Spędziłam ponad pół roku z dwoma dziewczynkami, których wspomnienie każdorazowo utwierdza mnie w przekonaniu, że gdybym miała być kiedyś mamą (to „gdybym miała być…” to temat na bardzo długi monolog, który kiedyś też tutaj wygłoszę) to NIGDY nie zatrudnię opiekunki. I każdej mamie w moim otoczeniu zawsze będę to odradzać. Ale od początku. 

Miałam taki okres w życiu, który z resztą przechodzi przecież każdy, że poszukiwałam pracy. Z jednej strony – jakiejkolwiek, byle płatnej, ale z drugiej chciałam znaleźć coś, co w jakiś sposób pozwoli rozwinąć mi moje zainteresowania, a może i spełnić – w choćby minimalnym stopniu – marzenie o pracy z dziećmi. Abstrahując od stażu w przedszkolu, który też dostałam, ale to później, trafiłam na kilka ogłoszeń o opiece do dzieci. Napisałam, dostałam odpowiedź, poszłam na rozmowę, która wcale nie należała do przyjemnych i… no właśnie, jak to wygląda, czego nie robić i dlaczego to straszne przeżycie? 

Z punktu widzenia kobiety – która, de facto, choć nie wyobraża sobie siebie jako matki to naprawdę uwielbia dzieci – „oddanie” dziecka w cudze ręce wydaje mi się jedną z najgorszych rzeczy, jakie na etapie wychowania swoich pociech robią rodzice. Fajnie się siedzi z dzieckiem w domu, a po tym okresie jeszcze fajniej wraca się do pracy, ale przychodzi moment zadawania sobie pytania: co z tym Maluchem – i odpowiedzi są zawsze dwie (albo trzy, kiedy może zająć się nim babcia): przedszkole/żłobek czy niania. Ja Wam mówię z ręką na sercu – choćby dziecko miało chorować i więcej być w domu niż poza nim: stosowna do wieku placówka. 

Poszłam na tę rozmowę zimą. Dwie dziewczynki w wieku 2 i 5 lat, 17-letni syn i rodzice tych małych, z którymi od razu przeszliśmy na „ty”. Krótki wywiad dotyczący mojego doświadczenia z dziećmi, dlaczego chcę podjąć taką pracę, co robiłam w życiu poza tym, jak widzę swoją przyszłość, czym się interesuję (uważam, że każde z tych pytań jest naprawdę ważne!), jakich zarobków oczekuję i czy mam jakieś pytania. W chwili, w których tych pytań nie ma, powinnam Wam się – rodzice – zapalić czerwona lampka. Pewnie, że mam! W końcu mam się zająć Waszym dzieckiem, żywą istotą, w dodatku nie do końca jeszcze świadomą świata, którego wspólnie mamy się uczyć. 

Myślę, że najważniejszym z pytań potencjalnej opiekunki powinno być: co możecie mi Państwo powiedzieć o swoich dzieciach. Lub jednym dziecku. Im więcej tych informacji, tym większe pole do podjęcia świadomej decyzji czy na pewno chcemy (my – opiekunki) podjąć się pracy z dzieckiem i czy chcecie (Wy – rodzice), aby to właśnie ta osoba tej pracy się podjęła. Ustalmy, że doświadczenie w opiece czy nawet kwalifikacje zawodowe ku temu, by z dziećmi pracować, nie stworzą zgranego zespołu, a niewątpliwie w momencie podjęcia tej opieki relacja niania-dziecko tworzy team, który MUSI nadawać na tych samych falach. (gdybyście chcieli, mam więcej takich rad, ale zagalopowałam się i nie o tym miał być post – chcecie poczytać coś konkretniejszego w tym zakresie?) 

Podjęłam tę pracę w lutym, zgadzając się na codzienne spędzanie czasu z 2-letnią M. i doraźną opiekę nad 5-letnią Z. w przypadku, gdyby musiała zostać w domu (na co dzień chodziła do przedszkola). Teoretycznie pracowałam w godzinach od 7 do 17-19, kiedy wracali rodzice.

W praktyce wyglądało to tak, że z pięciu dni „przedszkolnych” Z. chodziła do niego góra dwa-trzy, pozostałe spędzając w domu, choć chora nie była. Jednego dnia bolał ją brzuch, kiedy mama próbowała ją obudzić, drugiego głowa, trzeciego się nie wyspała. Maksymalnym czasem jej spania przez te ponad pół roku była godzina po wyjściu rodziców, ale to zdarzyło się raz. W większości nie zdążyli pewnie wsiąść do samochodu, a cała i zdrowa Z. zaczynała rajd po ich m-4 krzycząc w niebogłosy. 

Nie wspomniałam o jednej rzeczy z etapu „rozmowy kwalifikacyjnej” (wydaje mi się to określenie nieadekwatne do charakteru pracy, ale już zostawmy). Podczas pierwszego spotkania rodzice ostrzegali mnie, że o ile Z. jest dzieckiem z aureolką, które nie sprawia absolutnie żadnych problemów wychowawczych, o tyle M. ma tendencję do skakania po meblach, uciekania, gryzienia, pyskowania i wybuchów histerii. Uznałam, że jeśli potrafią być na tyle szczerzy w tym co mówią w przypadku młodszego dziecka, w przypadku starszego też byli. Dziś się na to zaśmiewam. 

Z. pokazała różki bardzo szybko. Ostatecznie też stała się powodem, dla którego ze łzami w oczach opuszczałam ich mieszkanie czując uczucie porażki, dla którego prosiłam wielokrotnie o zamontowanie w domu kamer (których podobno opiekunki nie lubią) i czynnikiem, który przywołał na myśl pierwsze myśli o rezygnacji z tej pracy. I tym, dlaczego zaczęłam stawiać warunki. Ale to nie ma być historia jednej Z. 

Jednak o ile decydując się na podjęcie tej pracy zaakceptowałam niesforną 2-latkę, o tyle 5-letnie dziecko ma już więcej świadomości swoich zachowań i te kształtowane na przestrzeni wcześniejszych lat, z wcześniejszą opiekunką, ciężej jest wyplenić. Ja wiem, wiem - to tylko dziecko, może nie powinnam tak mówić, powinnam rozmawiać, słuchać, próbować zrozumieć. I próbowała przecież, bardzo długo. Poruszałam temat jej zachowania w rozmowie w rodzicami wielokrotnie, problem polegał na tym, że chodzące przy nich jak w zegarku dziecko potrafiło zmienić się o 180 stopni, kiedy ich nie było, a później - znów - kiedy zbliżał się czas ich powrotu do domu – więc mi nie wierzyli. O ile Z. czuła respekt do starszych, o tyle przy mnie, swoim bracie czy innych mamach/nianiach na placach zabaw wychodził z niej mały diabełek wcielony. Wierzcie mi, że gdyby ktoś mi opowiadał takie historie o moim dziecku, które przy mnie zachowuje się kompletnie inaczej, mnie też byłoby ciężko w to uwierzyć. Z jednej strony czara tej goryczy i mojej cierpliwości w pewnej rozmowie (bez dzieci oczywiście) się przelała, z drugiej wciąż nie jestem pewna, czy mi uwierzyli. Sądzę, że nie do końca.


O ile z Z. współpraca była ciężka od początku do końca, o tyle czas spędzony z M., do której przecież tam poszłam, to jeden z najpiękniejszych okresów w moim życiu. Stworzyłyśmy więź, która po upływie stosunkowo długiego czasu (a na pewno dla Niej), wciąż mnie wzrusza i – zwłaszcza kiedy robi się ciepło – sprawia, że bardzo za nią tęsknię. Wciąż mam kilka zdjęć, do których lubię wracać i myślę, że mimo całego „wysiłku” (przyjemności!) włożonej w nauczenie jej wielu rzeczy, to ona nauczyła mnie więcej niż ja kiedykolwiek byłabym w stanie dać jej.

I to właśnie te wszystkie cudowne – nie gorycz złych z jej siostrą – momenty sprawiają, że nie pozwoliłabym żadnej kobiecie (czy mężczyźnie, nie generalizujmy) wejść do mojego życia w takim stopniu, do życia mojego dziecka. 

Pojawiłam się w ich domu, kiedy M. uczyła się mówić, korzystać z toalety, dzielić z innymi dziećmi przestrzenią placu zabaw, zabawkami i porozumiewać – na swój sposób – z każdą osobą, z którą miała wtedy do czynienia. Moje spędzanie z nią dziesięciu godzin dziennie sprawiło, że przestałam zwracać uwagę na wszelkie ee, yy, uu, a zaczęłam dostrzegać w tym słowa, których spośród półgodzinnych opowieści po powrocie rodziców nie rozumiała jej mama, a które u mnie wywoływały uśmiech na twarzy spowodowany jej sposobem pojmowania tego, co przeżyłyśmy wspólnie, każda na swój sposób. Nigdy nie wtrąciłam się do tej rozmowy świadoma, że to ich, nie mój czas. Do czasu, kiedy mama zapytała mnie: o co jej chodzi. Wiecie, ten smutek w oczach było widać bez względu na to, jak bardzo nie chciała go pokazać. 

Przeżyłyśmy wspólnie niejedną gorączkę, zmianę nastroju, złość, płacz i zawód. Niejedną zabawę, która czegoś miała nauczyć, a spośród których najlepiej pamiętam naukę słów przy książkach, których tak bardzo nie lubiła, kiedy tam poszłam, a bez których nie chciała się ruszyć, kiedy odchodziłam. Pamiętam kiedy się bała i wtulała w największym zaufaniu, kiedy przytulała się każdego poniedziałkowego ranka, bo „skniła” przez weekend i kiedy siadała na parapecie machając mi, dopóki tylko jej brązowe oczka mogły mnie jeszcze widzieć… 

Myślę, że to zasypianie, kiedy dziecko trzyma za rękę, kiedy wtula się w dorosłego będąc chorym, kiedy ufa mu na tyle, by uciekać w ramiona, gdy tylko czegoś się wystraszy… Myślę, że to są rzeczy przeznaczone dla rodziców. Że ich obowiązki domowe, zawodowe i życiowe w każdym innym aspekcie nie powinny być na korzyść nikogo innego, kto – poniekąd przecież – wchodzi w rolę rodziców. A opiekunka zawsze w nią wejdzie, choćby mocno starała się być tylko ciocią. Jest ciocią, która niejednokrotnie spędza z dzieckiem większą część dnia, niezależnie od tego czy rodzice wracają do domu o 19 czy 16 – dla dziecka to jest większość jego dnia. Dla mamy, która poza pracą sprząta, gotuje, robi zakupy i miliony rzeczy poza zabawą z dzieckiem, pozostaje tego czasu na tyle niewiele, że pierwsze nieudolnie wypowiadane słowa zawsze będzie rozumiała opiekunka.

I chociaż w placówkach wychowawczych – żłobkach, przedszkolach, domach malucha – dzieci wcale nie spędzają przecież mniej czasu, to dwie opiekunki na dwadzieścia pięcioro dzieci (czy nawet piątkę) uniemożliwiają jednak stworzenie tej pół-rodzicielskiej więzi. Abstrahując w ogóle od tematu tego, że dzieci lepiej rozwijają się przebywając wśród rówieśników i tak dalej, bo to argumenty powszechnie znane i o tym dyskutować nie trzeba. Na dobrą sprawę wydaje mi się, że jeśli dziecko musi z kimś siedzieć w domu i do tego żłobka/przedszkola/dowolnego innego nie idzie – to może warto zatrudnić „babcię”, lepiej niż „ciocię”, która w przypadku spędzania z dzieckiem 90% czasu jego dnia może kiedyś, podobnie jak ja – choć w moim przypadku było to jakieś przejęzyczenie, które bardzo długo później przerabiałyśmy – w swoim kierunku usłyszeć słowo „mama”.

Mamusie – naprawdę Wam tego nie życzę.

I chociaż niezmiennie będę już chyba uważać, że czas z M. to naprawdę cudowny czas („wyrzuciłam” Z. z tego okresu na tyle, żeby nie skupiać się na tej goryczy) to uważam, że ta niesamowita więź, jaka się wtedy zrodziła sprawiła, że mając dziecko rok temu, dziś czy za 10 lat – z jednej strony chciałabym, żeby w całym tym „byciu moim” było w dużym stopniu jak M., a z drugiej jestem pewna, zawsze chyba będę – że choćbym z różnych względów miała trzymiesięczną Istotkę oddać w ręce tych „nieczułych i obojętnych na płacz dziecka” opiekunek w żłobku (ustalmy, że to kwestia znalezienia dobrej, odpowiedzialnej placówki) to wolałabym to niż stracić tę intymność, którą dziecko buduje z osobą, którą widzi najczęściej, najwięcej i która w każdej minucie będzie dla niego w 100%, nie mając – w porównaniu do rodziców – innych obowiązków w domu.  


kwietnia 10, 2018 No komentarze
Newer Posts
Older Posts


Jesteśmy tu dwie, na pozór skrajnie różne. W pewnym momencie postanowiłyśmy połączyć te dwa odmienne spojrzenia na życie i stworzyć miejsce, w którym będziemy mogły podzielić się myślami z kobietami na różnym etapie ich życia. Jeśli jesteś ciekaw jak to się zaczęło, zapraszamy do zakładki O nas u góry bloga.


Follow Us

Etykiety

  • LIFESTYLE
  • DZIECKO
  • BEAUTY / FASHION
  • BOOKS / MOVIES
Tekst i zdjęcia, jeśli nie podpisano inaczej, są naszą własnością. Nie wyrażamy zgody na kopiowanie i udostępnianie.

recent posts

Blog Archive

  • ►  2019 (5)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ▼  2018 (64)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (7)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (5)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (6)
    • ▼  kwietnia (6)
      • Odbudowa mostków dwusiarczkowych z Joanną - Ultraplex
      • Wyprawka dla noworodka
      • Pielęgnacja stóp po zimie - maska złuszczająca L'b...
      • Kącik kobiecy, co warto kupić na przecenie w Rossm...
      • Okiem opiekunki, czyli dlaczego nie wpuściłabym ni...
      • Wyprawka do szpitala - co spakować na poród?
    • ►  marca (7)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2017 (1)
    • ►  lutego (1)
FOLLOW US @INSTAGRAM

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates