facebook google instagram
Obsługiwane przez usługę Blogger.
  • Home
  • baby
  • BOOKS / MOVIES
  • Beauty / Fashion
  • Life Style
  • About
  • Contact
  • COOPERATION

Zimne kawy. Tworzone z myślą o kobietach.


Cześć! 

Przychodzę do Was dzisiaj z tematem, który na pewnym etapie życia (zwłaszcza) kobiet, każdą z nas zaczyna nurtować. Nie jestem w tym żadnym ekspertem, nie mam wykształcenia kierunkowego i nie czytałam dziesiątek poradników, które mogłabym Wam polecić (nawet tych najbardziej znanych), ale metodą prób i błędów wypracowałam swoją rutynę, zwyczaje i doszłam do momentu, w którym mogą powiedzieć: jest dobrze. O czym mowa? O świadomej pielęgnacji cery.

Nie chcę w tym poście opowiadać Wam o tym jak wygląda moja poranna czy wieczorna pielęgnacja, jakich używam kosmetyków i dlaczego właśnie tych, jak często stosuję dane zabiegi i dlaczego tak rzadko... O tym też by już jeden post - moja rutyna i mamuśki. :)

Czym jest w ogóle świadoma pielęgnacja? I dlaczego kluczowym jest tutaj nie słowo pielęgnacja, a świadoma? Mogłabym się rozpisać tak bardzo, że mnie samej nie chciałoby się tego czytać, ale sprowadzę to do krótkiego hasła: poznawaniem swoich potrzeb. I w gruncie rzeczy to tyle. Bardzo często osoby mające (jakieś) problemy z cerą zadają pytania koleżankom, których te problemy nie dotykają: czego używasz. Zdradzę Wam pewien sekret - to nie ma znaczenia.

To, że dany kosmetyk dobrze sprawdza się u Waszej koleżanki nie znaczy, że Wam nie zrobi on krzywdy. Nie mówię już nawet o tym, że może wcale nie pomóc, ale o tym, że może zaszkodzić. Podobnie jest zresztą w przypadku poradników, które zazwyczaj będą sprowadzały się do pewnego schematu, w którym na drugim miejscu w porannej pielęgnacji (po żelu oczyszczającym) znajdują się wszelkiego rodzaju toniki, których ja na przykład nie stosuję, nie lubię i mimo wielu prób nie przekonałam się do nich nigdy na tyle, by zużyć choćby jedno pełne opakowanie.

Głównym problemem jest to, że większość z nas na początku swojej pielęgnacyjnej drogi wybiera kosmetyki niedostosowane do danego typu cery. A tych wyróżniamy trzy główne: suchą, tłustą i normalną. Ale to nie wszystko, są jeszcze takie jak: mieszana, wrażliwa, atopowa, ze skłonnościami (do przetłuszczania, wysuszania, zapychania, a także do alergii), naczyniowa i trądzikowa.

Ważną kwestią jest też to, że większość z nas łączy na swojej twarzy kilka rodzajów cery, dlatego też określenie danego jej typu wbrew pozorom nie należy do rzeczy łatwych, w konsekwencji czego przetłuszczamy i tak już suche miejsca bądź wysuszamy obszary wymagające nawilżenia. Wprowadzenie odpowiedniej pielęgnacji kosmetycznej powinno odbywać się w oparciu o wszystkie cechy naszej skóry, ze szczególnym uwzględnieniem tych najbardziej wymagających bądź dokuczliwych.

No dobrze, a teraz pytanie, jak samodzielnie określić rodzaj cery? 

1. Dokładnie umyj twarz preparatem do tego przeznaczonym (żelem czy mydłem), a następnie osusz ją rącznikiem (unikaj niepotrzebnego naciągania cery; osuszaj ją delikatnie, ale nie trzyj).
2. Odczekaj około 30-45 minut z aplikacją kremu, aby cera doszła do swojego "naturalnego" stanu.
3. Przyjrzyj się swojej twarzy.
    - mocne ściągnięcie (choćby partii) cery i napięcie skóry świadczy o jej przesuszaniu, a dodatkowe uczucie swędzenia i szorstkość, o wrażliwości;
    - czy ujścia mieszków na skórze są rozszerzone? czy dostrzegasz miejsca, w których cera nienaturalnie się błyszczy? wysoce prawdopodobne, że jest w tych miejscach tłusta;
    - oceń, czy koloryt skóry w każdej jej partii jest równomierny i czy w niektórych miejscach nie jest ona cieńsza. jeśli dostrzegasz widoczne pod nią naczynia krwionośne - masz cerę naczynkową;
    - a teraz test pamięci: przypomnij sobie jak Twoja cera reaguje na szybką zmianę temperatury, wilgoci, spożywanie ostrych przypraw lub alkoholu.
4. I pamiętaj, że skóra twarzy może być jednocześnie sucha na policzkach i przetłuszczająca się, np. w tzw. strefie "T".

Poza tym chciałabym też, byście miały świadomość tego, że każda z nas popełnia błędy i musi minąć trochę czasu (i trochę kosmetyków ;)), byśmy znalazły perełki, które zostaną z nami na dłużej. Pamiętajmy też, że raz zdiagnozowany typ cery (np. w wieku nastoletnim) prawdopodobnie niejednokrotnie zmieni się w ciągu naszego życia. Czy to za sprawą ciąży, gdzie szaleją hormony, czy klimatu, czy choćby z uwagi na proces starzenia się, który każdą z nas przecież dotyka. Kolejną ważną kwestią jest dieta, która może zarówno pomóc jak i zaszkodzić.


Na koniec kilka rzeczy, o których warto pamiętać: 
- pamiętajcie, że najważniejszą rzeczą w pielęgnacji jest systematyczność; nawet najlepsze kosmetyki, stosowane rzadko i nieuważnie, niczego nie zdziałają,
- szczególnie w przypadku cery suchej warto pamiętać o nawadnianiu organizmu od środka (picie dużych ilości wody ma zbawienny wpływ nie tylko na cerę :)),
- w zbliżającym się okresie letnim warto zaopatrzyć się w kremy z filtrem, by nie wysuszać skóry i uniknąć przedwczesnego powstawania zmarszczek,
- i nie zapominajcie o aplikacji kremu! o ile osoby z cerą suchą i skłonną do przesuszania się raczej rzadko ten krok pomijają to miejcie na uwadze, że cera tłusta również potrzebuje nawilżenia. Wierzcie mi na słowo, że (dobry) krem jest podstawą pielęgnacji (i wcale nie musi kosztować majątku!)

A w nawiązaniu do tego ostatniego to chciałam Wam przypomnieć, że już niebawem kolejna promocja w Rossmannie, jestem pewna, że każda z Was znajdzie coś dla siebie. Dodatkowo nie zapominajmy o naszych mężczyznach, którzy raczej się do tego nie przyznają, ale w ich życiu także przychodzi czas, kiedy zaczynają się o swoją cerę martwić i... jeśli czasami ubywa Wam kremu to wiedzcie, że coś jest na rzeczy ;) 


źródło pierwszego zdjęcia: grafika google
marca 30, 2018 No komentarze
Cześć!
Daria przedstawiła Wam ostatnio swoją poranną rutynę. Jak przystało na kobietę sukcesu od pierwszych chwil jej dzień jest zabiegany. Moja poranna rutyna od dwóch lat jest zupełnie inna. Jak przystało na matkę dzieci rok po roku to oni tworzą każdy mój dzień. 
Karina, która aktualnie ma 4 miesiące trafia do naszego łóżka w nocy i zostaje w nim do rana. Budzi się ostatnio po 6:00… Szczerze mówiąc nie wiem skąd ona ma tyle energii. Biorąc pod uwagę fakt, że budzi się co trzy godziny w nocy na jedzenie. Chwilę po niej słyszę tupot małych stópek. Dołącza do nas Karolina razem ze swoją Minnie wita młodszą siostrę słowami „cze lala!”.  Próbuje naiwnie, wtedy położyć je choć na chwilę spać jeszcze, ale szybko dają mi do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. 
Pierwsze co robimy po oswojeniu się z faktem, że zaczynamy dzień po 6/7 to zmiana pieluch dziewczyną i zaprowadzenie Karoli na nocnik. W drodze powrotnej otrzymuje od niej butelkę z informacją „am-am” co oznacza jedno – Matka rób śniadanie. Przy okazji robię sobie kawę z ekspresu. Waniliowe latte to ostatnio moja codzienna ładowarka baterii. Wracamy szybko do łóżka na maraton muzyki dla dzieci, który trwa od 8:00 do 10:00. To czas kiedy dziewczyny rozbudzają się. Ubieram je, siebie przy okazji i dobudzam się do końca. Mam wtedy mniej więcej pół godzinki dla siebie, by przejrzeć social media. Gdy kończy się maraton zaczyna się już kolejny etap naszego dnia i tym zakończę naszą poranną rutynę. 
Nasz weekendowy poranek różni się tym, że mąż zajmuje się dziewczynami z rana a mi daje odespać wszystkie dni. Budzi mnie po 9:00, bo wtedy już Karina dobitnie go informuje, że potrzebuje mleka od mamy. Lubimy poleżeć jak najdłużej w łóżku. Jak tylko mamy na to okazję to korzystamy z niej. To takie nasze chwilę dla siebie, których w tygodniu nie mamy za dużo. 
Jestem bardzo ciekawa jak wygląda to u Was? Chętnie przeczytam Waszą poranną rutynę. Nasz się pewnie niedługo zmieni jak tylko Karolina pójdzie do żłobka. Na razie możemy się wylegiwać w łóżku do 10:00 jak nie mamy nic zaplanowanego wcześniej. 

marca 25, 2018 No komentarze

Dzień dobry!

Ponieważ jako tematykę posta sami wybraliście ostatnio pogadanki, proponuję zaopatrzyć się w kawę i... chwilę wolnego :)

Chcąc nie chcąc spędzam w sieci stosunkowo dużo czasu, natykając się na różne treści, od tych bardziej do najmniej ambitnych. Okres po-studniówkowy, kiedy przewinie się już fala opowieści, zaczyna dotyczyć nie tyle nawet zbliżającej się matury, co planów na przyszłość, w związku z czym niejednokrotnie trafiłam ostatnio na blogach na wpisy typu powinnam wiedzieć, co mam robić dalej w życiu. Skoro już mamy tę kawę, a mnie ten temat od zawsze dość mocno mierzi, pozwolę sobie przez chwilę pogadać do Was o tym dlaczego uważam, że wcale nie powinniśmy wiedzieć co robić w życiu. 

Przy okazji 5 faktów o mnie, którymi powiedziliłam się z Wami ostatnio na instagramie wspomniałam o tym, że odkąd tylko pamiętam chciałam być psychologiem. Nie pamiętam już czy wspomniałam, że przestałam być tego pewna (a wcześniej naprawdę byłam), kiedy wybierałam szkołę średnią i kiedy nagle - stając przed pierwszym poważnym wyborem, mającym na tę przyszłość rzutować - zadałam sobie pytanie, którego na ogół nie zadawali sobie wtedy ludzie w moim otoczeniu: biorąc pod uwagę ilość osób, które kończą teraz psychologię, prawdopodobnie pójdę na studia, po których nie będę miała pracy, co wtedy? Tak, miałam wtedy jeszcze gorsze podejście do wielu spraw niż mam teraz i w powodzenie wielu naprawdę wątpiłam. Ale faktem jest, że okres, w którym poszłabym na te studia był najbardziej rozchwytywanym. Ostatecznie zamiast profilu typowo humanistycznego czy socjalnego (chciałam mieć po liceum wiedzę trochę bogatszą niż ogólną, dlatego wybrałam profilowane) wylądowałam w klasie administracyjno-ekonomicznej i... chyba wtedy przepadłam.



W każdym razie myślę, że w dobrym tego słowa znaczeniu, bo przecież do dziś, choć od tamtej decyzji minęło dużo czasu, "siedzę" w tym, czego się wtedy nauczyłam. Abstrahując od tego, że nauczyłam się stosunkowo niewiele, ale potencjał w tej szkole (teoretycznie) był. I jako pierwszy kierunek studiów wybrałam jednak nie psychologię, ale ekonomię. Później administrację.

Gdzieś już po moim liceum, kiedy trochę wypadłam z obiegu, ktoś rzucił pomysł wedle którego młodzi ludzie, idąc do szkoły średniej, mieli deklarować przedmioty, które będą zdawać na maturze i na nich (głównie) przez najbliższe trzy lata się skupiać. Biorąc pod uwagę fakt, że większość ludzi, z którymi ja chodziłam do szkoły w ciągu tych trzech lat liceum diametralnie zmieniła swoje plany bez względu na to jak była ich pewna - pomysł chyba nietrafiony. Czy to ostatecznie weszło? Nie wiem - wypadłam z obiegu, dlatego pytam.

Mam taką koleżankę, jeszcze z czasów podstawówki, która przez wiele lat - odnośnie swojej przyszłości - była pewna jedynie tego, że cokolwiek będzie robić, nie chce tego robić w Polsce. Nie pamiętam o czym mówiła po kolei, zapamiętałam jakąś kryminologię, uczelnie wojskową i to, że rok czy dwa po maturze wyjechała do Waszyngtonu. Aktualnie od kilku lat mieszka w Kalifornii i wszystkim Wam życzę takiego spełnienia. Choć z planami, które kiedyś snuła, nie ma to kompletnie nic wspólnego.

9 marca minęły dwa lata, odkąd pracuję w miejscu, do którego trafiłam prze zupełny przypadek i chociaż kiedyś, dawno temu, mówiłam coś, że chcę pracować w biurze, z ładnym widokiem za oknem i mieć na tyle ciekawą pracę, żeby chodzić do niej z przyjemnością - chyba nie sądziłam, że to nabierze takiego kształtu. Nie mam za oknem widoku na panoramę miasta (który każdorazowo w zachwyca mnie przy okazji łódzkiego Urzędu Marszałkowskiego, chociaż Łódź jest brzydkim miastem), ale mam pracę, którą lubię. I tego też Wam życzę. 

W każdym razie zanim tu trafiłam robiłam wiele rzeczy, których szczerze nie lubiłam i wiele takich, które naprawdę sprawiały mi przyjemność. A to, że tutaj jestem, pracując w dziale, o którym dwa i pół roku temu nie miałam pojęcia, a do poduszki częściej niż obyczajówki czytam ustawy - to naprawdę przypadek. Myślę, że moja zawiła ścieżka edukacji i wiele miejsc pracy to najlepsze, co mogło mnie spotkać zanim znalazłam coś dla siebie. A to, że mam cv rozbudowane tak, że lepiej potencjalnym przyszłym pracodawcom nie pokazywać go w całości... co z tego?



To zdanie, o którym wspomniałam tam na początku, że ludzie pytają co wybrać, co robić, gdzie iść, czego szukać, dlaczego inni wiedzą w momencie, w którym oni nie mają pojęcia... Wiecie, mnie to przeraża. Ja nie wiedziałam. Wielu moich znajomych nie wiedziało. Kiedy kończyliśmy szkołę w kwietniu i kiedy zdawaliśmy maturę, kiedy spotykaliśmy się wtedy na kolejnych egzaminach na szkolnych korytarzach, za którymi wtedy już zaczynaliśmy tęsknić - mało kto z nas potrafił odpowiedzieć gdzie i co chciałby studiować. I trochę zazdrościliśmy tym, którzy zdają przedmioty typowo ukierunkowane. Ostatecznie na pierwszym roku ekonomii spotkałam sporą część znajomych, którzy poszli tam, żeby kontynuować to co już zdążyli zacząć, niekoniecznie czując do tego powołanie. Stosunkowo niewielu z nas dziś pracuje w zawodzie. 

Próg dorosłości to najbardziej niepewny grunt, na którym ludzie w życiu się znajdują. Nie ma chyba dobrej odpowiedzi na pytanie co robić w przyszłości. Podobno co siedem lat zmienia się charakter człowieka. Idąc tym tokiem myślenia - poczynione w liceum plany i postanowienia mogą nie mieć nic wspólnego z tym, co ludzie czują i myślą kończąc pierwszy stopień studiów. Druga rzecz - statystycznie w ciągu życia przekwalifikowujemy się co najmniej dwa razy. Abstrahując od zawodów wykonywanych z tzw. braku laku, byle mieć z czego żyć. A po trzecie - wybór drogi dla siebie najczęściej jest bilansem strat i zysków tworzonym jako podsumowania kolejnych doświadczeń.

O ile do pewnego momentu wydawało mi się, że wiem co robić, gdzie iść i na czym chciałabym się skupić, o tyle najbardziej w podjęciu decyzji przeszkadzały mi chyba pytania otoczenia: co dalej. Nie wspominając już o pewnej chęci oceniania moich wyborów przez kogoś, kto nigdy nie próbował trzymać się własnych. Pamiętam też, że kiedy spotkałam na studiach nowych ludzi, w różnym wieku, mało kto wiedział do czego prowadzi kierunek, który wybrał. Dzisiaj wydaje mi się, że ja też nie do końca wiedziałam. I pamiętam, że brakowało mi rozmowy z kimś, kto mógłby naprawdę coś wnieść do tego, o czym myślałam. Być może z osobami, które wykonywały zawody, nad którymi się zastanawiałam. Chociaż kończąc liceum byłam na kilku prelekcjach dotyczących pewnych kierunków i sposobów na życie.

Odnoszę też wrażenie, że najczęściej zadawane przez dorosłych pytanie nastolatkom nie zmusza ich wcale nie refleksji nad wyborami, ale wprawia w zakłopotanie i skłania do buntu. Dzisiaj jestem trochę mądrzejsza i łatwiej jest mi powiedzieć, żeby na te wszystkie pytania nie bać się odpowiedzieć nie wiem, to nie wasza sprawa. Ale pamiętam, że to nie jest takie łatwe. Wiem też - co już powyżej wspomniałam - że to życie weryfikuje najwięcej wyobrażeń, nie rozmowy. Jakkolwiek by się ktoś nie przykładał do tego, by pomóc nam podjąć te decyzje - one muszą być nasze.


Kończy mi się kawa, więc i post będę kończyć. Przyszłam z nim tutaj dlatego, że statystyki pokazują nam, że wśród naszych czytelników jest wielu młodych ludzi, którzy stoją, stają lub dalej tkwią w etapie, na którym czują, że powinni podjąć decyzję. Coś Wam powiem. Powinniście próbować, zawodzić się, błądzić i weryfikować jak najwięcej z tych pomysłów, które kiedykolwiek przyszły Wam do głowy. Ten okres nastoletni czy ten zaraz po nim jest jedynym, w którym możecie sobie na to pozwolić z tak dużą swobodą. I jakkolwiek słodko i do porzygu to nie zabrzmi - jedyne co powinniście, to być szczęśliwi. A jeśli to nie idzie w parze z wyobrażeniem rodziców o córce/synu lekarzu, prawniku czy innym specjaliście ds. beznadziejnych - może to oni minęli się z powołaniem? A Ty, może zamiast od razu iść na studia, daj sobie po prostu czas?

Jak to było z Wami? Może jesteście teraz na tym etapie i zastanawiacie się co dalej? 





 źródło grafik: google.
marca 20, 2018 No komentarze


Cześć brzuchatki! 
Dziś przychodzę do Was z aplikacją na telefon komórkowy ( jeśli jeszcze nie wiecie to bardzo lubię świat elektroniki oraz komputerów i tego typu bajerów. :) Aplikacja ta to nic innego jak - moja ciąża. Prowadzi nas przez każdy tydzień życia płodu. Jest to jedna z najbardziej popularnych aplikacji na telefon dla przyszłych mam. Ja korzystałam z niej przy pierwszej i drugiej ciąży.
Z własnego doświadczenia mogę Wam powiedzieć, że aplikacja jest jak najbardziej "na czasie" pod względem panujących w Polsce reguł co do ilości badań. Zawsze gdy przeczytałam, że na danej wizycie czeka mnie badanie usg - tak też było.
Aplikacja przeprowadzi Was od pierwszych dni ciąży do samego porodu. Znajdziecie praktyczne ciążowe porady wraz z filmami i zdjęciami pokazującymi rozwój dziecka. Zaletą są też pomocne dodatki takie jak: organizer, kalkulator wagi, kalkulator tygodni ciąży, wyprawka, imiennik, itp.  
Gdy niepokoją Was jakieś objawy jest 99% szansy, że znajdziecie odpowiedź na to co się dzieje z Wami bądź maluszkiem. Pamiętajcie jednak, że to tylko aplikacja! Wszystko należy zgłaszać do naszego lekarza. 
W organizerze ciążowym będziecie mogły dodawać ważne wydarzenia dotyczące ciąży, jak wizyty lekarskie, badania, a także kompletować torbę do porodu i wyprawkę dla dziecka. Do szpitala pakowałam się z tą aplikacją do obu porodów. 
Dodatkowym atutem jest na pewno kalkulator wagi w ciąży, który pozwoli przewidzieć, jak będzie zmieniała się Wasza waga. Mi na przykład idealnie wyliczała wagę dziewczyn. Karola miała ważyć 3600 g i tyle ważyła, a Karina o całe 50g więcej.
Aplikacje pobierzecie bez problemu w sklepie play. Wiem, że również jest dostępna na ISO. Następstwem tej aplikacji jest aplikacja "moje dziecko", którą prowadzi nas przez pierwszy rok życia maluszka - chcecie post o niej? :)


marca 15, 2018 1 komentarze

Dzień dobry!

Przychodzę do Was dzisiaj z trochę innym postem, a mianowicie - jak już mogliście zauważyć w tytule - z poranną rutyną. W dwóch wersjach, mniej i bardziej okrojonej, czyli tą tygodniową - choć nie tylko, kiedy wstaję na zajęcia, a także tą weekendową, kiedy od czasu do czasu mogę nie nastawiać budzika i odespać kilka tygodni wczesnego wstawania. Nie przedłużając, zapraszam do postu :) 


O ile w okresie wiosenno-letnim lubię wstawać czym wcześniej, żeby zacząć dzień razem ze słońcem, napić się kawy w ogrodzie i w spokoju posłuchać muzyki zanim zacznie się codzienna gonitwa, tak jesienią i zimą, kiedy słońce wstaje później, zdarza mi się przestawiać budzik kilkukrotnie i w tygodniu bardzo często bywa tak, że ledwo wyrabiam się na zakręcie, do pracy wchodząc na styk o 7:30. Niezmiennie jednak pierwszy budzik dzwoni o 6:15, drugi - 6:25.

Kiedy mam to szczęście, że weekend jest wolny, wyleguję się do 9:00. 


Zanim jeszcze podniosę się z łóżka włączam internet w telefonie i odpalam YouTube z ulubioną muzyką, która teoretycznie przynajmniej ma zapewnić energetyczny poranek. W praktyce jednak jestem dość melancholijną osobą i zamiast ożywiającego r'n'b słucham czegoś wyciszającego. Ale lubię te poranki. Ostatnio w głośnikach sountracki Greya. (zajrzyjcie do recenzji filmu: o, tutaj) 


Później jest już tradycyjnie - myję zęby, twarz, zakrywam te największe niedoskonałości twarzy makijażem, próbuję zapanować nad układającymi się we wszystkie strony włosami... A przy okazji przeznaczam chwilę na zastanowienie się w co się ubrać, bo jak na kobietę przystało - mimo pełnej szafy - nigdy tego nie wiem. 


Powiedzmy, że w tej chwili jestem już na tyle obudzona i gotowa, by wyjść z domu. W praktyce jednak jeszcze przez co najmniej godzinę będę wewnętrznie dosypiać i do pierwszej kawy ziewać przy biurku. 

Wbrew pozorom jednak nie zaczynam dnia od kawy - chyba, że zostaję w domu. W pracy po przywitaniu się z ludźmi robię herbatę i poświęcam chwilę na prywatę - sprawdzam pocztę (najpierw tę służbową, później prywatną), odpowiadam na najpilniejsze z ostatnich godzin maile, które nie wymagają jeszcze zbyt wiele biegania po biurze i jem śniadanie, a następnie robię listę rzeczy do zrobienia na wczoraj, które mam zrobić danego dnia.

Chwilę po 9:00 piję kawę i w tym momencie chciałam zakończyć uznając to jako koniec poranka, niemniej jednak najczęściej mam już wtedy za sobą wiele zrobionych rzeczy. Ale jak głosi nasza biurowa tablica: 


marca 10, 2018 No komentarze
Cześć rodzice!
Tak, dziś głównie post dla rodziców. Ale myślę, że dla cioć i wujków może być również fajnym pomysłem na prezent dla najmłodszych. Chciałam dziś podzielić się z Wami moją opinią na temat butelek szwedzkiej firmy Twistshake. Korzystamy z nich już ponad rok! Są to zdecydowanie najsławniejsze butelki na Instagramie. Pewnie nieraz spotkaliście się z nimi u innych mam i zastanawialiście się co w nich takiego nadzwyczajnego, że wszyscy je mają. Ja swoją pierwszą zamówiłam ponad rok temu, gdy Karola przechodziła z piersi na mleko modyfikowane. Zamówiłam miętową 330ml oraz jakąś zwykła z innej firmy. Nie wiedziałam, która przypadnie jej do gustu, a w szczególności smoczek. Szybko się jednak przekonaliśmy, że to ta kolorowa jest nr 1. Wydaje mi się właśnie, że to jest główny plus tych butelek. Dzieci w końcu lubią kolory. 
Dlaczego właśnie butelka firmy Twistshake? 
  • Ma prosty kształt i posiada szeroki otwór szyjki – co pozwala bez problemu idealnie ją myć. Mamy, które korzystały z butelek, które mają różnego rodzaju kształty dobrze wiedzą jak trudno wymyć taką butelkę. 
  • Posiada sitko, które pomaga w rozrobieniu mleka modyfikowanego, kaszki a także zapobiegnie przedostaniu się grudek do smoczka – hamuje jego zatkanie się. Dla nas od pewnego czasu to największy plus. Karolina je tylko kaszki, a ich wcale tak prosto nie rozrabia się. Tak mam pewność, że je napój idealnie rozdrobniony. 
  • Smoczek – antykolkowy, miękki, wykonany z wysokiej jakości silikonu.  Kształtem przypomina brodawkę, dzięki temu ułatwia płynne przejście z karmienia piersią na karmienie butelką. Pewnie dlatego też Karola tak polubiła się z tą butelką. Wcześniejsze próby z innymi markami kończyły się płaczem. Producent informuje nas na swojej stronie, że butelka ta świetnie sprawdzi się z połączeniem tak zwanym mieszanym – czyli na przemian pierś i butelka. Jest również kilka możliwości wyboru smoczka od rozmiaru po prędkość przepływu. 
  • Pojemnik na mleko lub przekąski – w komplecie, o pojemności 100 ml. Pojemniki można dokupić i przygotować sobie porcje mieszanek na cały dzień. Świetna sprawa! Zawsze miałam problem w co zapakować mleko, bo przecież nie wezmę wielkiego pudełka. A tu wrzucam pojemniki do torebki i problem z głowy. 
  • Kolory – są piękne, nie wiedziałam, na którą się zdecydować. Uważam, że to jest jeden z największych plusów tego produktu. Dzieci kochają te butelki za to, że są właśnie takie inne. Prawie jak zabawki. Mamy aktualnie 3 kolory, ale wciąż mi mało. 
  • 3 rodzaje pojemność: 180 ml (rozmiar S – od pierwszych dni życia) , 260 ml (rozmiar M – od 2 miesiąca życia), 330 ml (rozmiar L – od 4 miesiąca życia) . Butelka, więc może być z nami od pierwszych dni życia. 
  • BPA-, BPS-och BPF-free - Bezpieczny dla dziecka i dla ciebie. 
  • Anti-colic valve - unikalny system Twistshake zmniejsza kolkę niemowlęcia. Nie sprawdziłam, więc nie powiem Wam z własnego doświadczenia czy działa. 
  • Cena jest ostatnim, ale najlepszym z atutów. Rozmiar s możemy dostać od 14 zł. 
Gdzie kupimy? Najprościej na stronie producenta – www.twistshake.com znajdziecie tam również inne produkty tej firmy oraz bardzo fajne pakiety. Można również dostać je w salonach Empiku.
marca 05, 2018 No komentarze


Obiecałabym Wam, że przez pewien czas nie pójdę do kina, ale... idę na dzień kobiet. Następny post może nie będzie dotyczył filmów, ale z drugiej strony - jeśli warto, to dlaczego o tym nie mówić ;) 

W każdym razie przychodzę dzisiaj z kolejną w tym miesiącu recenzją kinowej nowości, tym razem polską - Kobiety mafii Patryka Vegi. 

Dzień przed seansem oglądałam Wojewódzkiego, u którego gościem był Tomasz Oświeciński - filmowy Milimetr - i nie wiem na ile są to żarty, a na ile prawda, ale padło tam zdanie, że Kobiety mafii to efekt trzech tygodni pracy na planie oraz że (tu komentarz prowadzącego), że scenariusze filmów Vegi są takie same - "kurwa" i zaczynają zdjęcia. Nie jestem wielką fanką rodzimych produkcji (ani książek), ale od pewnego czasu próbuję się przekonać i zgodnie z zasadą otwartego umysłu wybieram filmy i książki z polskiego podwórka. 


Abstrahując od samej w sobie postawy Kuby to nie da się zaprzeczyć, że filmy Vegi są dość charakterystyczne, zarówno pod względem tematyki jak i sposobów jej przedstawienia - wulgarnie, brutalnie i kontrowersyjnie. Niby nic nowego, ale przed tym seansem usłyszałam też, że to najlepsza produkcja Patryka i...

Moje pierwsze spotkanie z Vegą miało miejsce przy premierze Niebezpiecznych kobiet, które zapamiętałam głównie z wyrazistych postaci i Ostaszewskiej, którą zobaczyłam wtedy w zupełnie innym świetle i którą dzięki tej roli polubiłam. Być może przez to właśnie w każdej kolejnej produkcji doszukuję się "tego czegoś", co chyba coraz trudniej mi znaleźć. Choć kiedy już to zdanie napisałam pomyślałam sobie, że może powinnam ująć to inaczej - o ile wtedy wydawało mi się, że to właśnie Ostaszewska jest mocna, wyrazista i chociaż przerysowana to godna zapamiętania, tak teraz chyba każda z postaci jest przedstawiana w ten sposób, choć jej znakiem rozpoznawczym stają się inne cechy. 

Nie opisuję Wam tu fabuły, bo nie o to chodzi.

Chyba przy recenzji Botoksu wspomniałam, że o ile naprawdę nie mam nic do tych aktorów - powoli zaczyna mnie drażnić, że etap Karolak - Szyc - Adamczyk - Dereszowska zastępują dwie kolejne grupy, spośród których zaczynam gubić wątki postaci, kiedy wychodzę z kina i nie jestem pewna, czy scena z udziałem tej-dwójki była w tym czy poprzednim filmie. U Vegi jest jeszcze ten problem, że niezależnie od tego czy głównymi bohaterami są przedstawiciele policji czy mafii, zachowania - czy też raczej sposób bycia - mają dość podobne.


Poprzednie "dziecko" reżysera możemy dziś oglądać jako serial jak Show Maxie i tuż przed premierą chodziły słuchy, że Kobiety także zostały nakręcone w sposób umożliwiający podzielenie ich na odcinki. Może coś w tym jest, bo film jest niewiarygodnie długi i mając już tę informację gdzieś z tyłu głowy można się w nim doszukać pewnych "podzielników" - początków i końców. 

Podsumowując ten wywód posłużę się fragmentem oficjalnej recenzji Filmwebu: 

"Kobiety mafii" to soczysta sensacyjna pulpa, ruchomy komiks wypełniony po brzegi przerysowaną przemocą, brudnym seksem i niegrzecznym, nierzadko groteskowym humorem. Jest to również film z poprawnie skonstruowaną fabułą, co na tle ostatnich dokonań Vegi wydaje się wartym odnotowania osiągnięciem. (...) Vega nadal kręci kino atrakcji, którego podstawowym imperatywem jest dostarczanie publice w kolejnych scenach coraz to nowych uciech. 

Niemniej jednak Vega ma taki styl i znamy go już na tyle, żeby idąc do kina oczekiwać właśnie podobnych, powiedzmy, uciech. Jakkolwiek głupio nie zabrzmi to w kontekście fabuły i przedstawionych w tym filmie (przerysowanych, ale jednak) sytuacji w dwóch czy trzech momentach westchnęłam i powiedziałam, że tacy to mają życie. Dodatkowo utwierdziłam się w przekonaniu, że naprawdę lubię kino, które wybraliśmy, bo takiej atmosfery i takiego kontaktu wśród widzów na sali chyba nie da się powtórzyć. 

Generalnie naprawdę polecam, choć w pewnym momencie swoich wypocin sama zwątpiłam, czy do tego ta recenzja prowadzi.


 Wszystkie użyte w poście zdjęcia pochodzą z grafiki google.
marca 01, 2018 No komentarze
Newer Posts
Older Posts


Jesteśmy tu dwie, na pozór skrajnie różne. W pewnym momencie postanowiłyśmy połączyć te dwa odmienne spojrzenia na życie i stworzyć miejsce, w którym będziemy mogły podzielić się myślami z kobietami na różnym etapie ich życia. Jeśli jesteś ciekaw jak to się zaczęło, zapraszamy do zakładki O nas u góry bloga.


Follow Us

Etykiety

  • LIFESTYLE
  • DZIECKO
  • BEAUTY / FASHION
  • BOOKS / MOVIES
Tekst i zdjęcia, jeśli nie podpisano inaczej, są naszą własnością. Nie wyrażamy zgody na kopiowanie i udostępnianie.

recent posts

Blog Archive

  • ►  2019 (5)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ▼  2018 (64)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (7)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (5)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (6)
    • ►  kwietnia (6)
    • ▼  marca (7)
      • Świadoma pielęgnacja cery
      • Poranna rutyna mamy.
      • Nie musisz mieć pomysłu na siebie.
      • Moja ciąża z edziecko.pl - gadżety rodzica.
      • Dobrze zacznij dzień, czyli moja poranna rutyna
      • Butelka Twistshake - gadżety rodzica.
      • Kobiety mafii
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2017 (1)
    • ►  lutego (1)
FOLLOW US @INSTAGRAM

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates